Wspomniany tytuł i okładka zaciekawiły mnie na tyle, by nie czekać zbyt długo z lekturą. Jeszcze tylko chwila na poznanie sylwetki norweskiej pisarki. To nieznana mi wcześniej Selma Lønning Aarø. Rzut oka na skrzydełko okładki powieści i już wiedziałam, że przygoda z powieścią może mi się spodobać. Ujrzałam niebieskooką kobietę, rocznik 1972, pisarkę która w dorobku miała już książki nagradzane, np. przez Wydawnictwo Cappelan.
Nie pozostało mi nic więcej jak zabrać się za lekturę w piękny słoneczny dzień.
Historia rozpoczyna się dość zaskakująco. Młoda kobieta stoi na chodniku. Obok niej mężczyzna. Wyglądają na parę kochanków. Całują się a następnie mężczyzna zupełnie niespodziewanie wbiega na ulicę prosto pod koła nadjeżdżającego samochodu, który choć nie pędzi z zawrotną szybkością to i tak powoduje nieuniknione. A kobieta po prostu odwraca się i...odchodzi nie zważając na konsekwencje tej decyzji.
Następnie poznajemy Helen, królową małej mieściny na Alasce. Tak ją tam nazywano. Wielbili ją marynarze i rybacy a szczególnie jeden, który cierpiał na chorobę morską. Helen na nią nie cierpiała, ale wróciła do Norwegii z nudnościami wynikającymi z zupełnie innego powodu. Generalnie poznajemy Helen, która co pewien czas cierpi na owe nudności. I właśnie w owym tragicznym dniu na chodniku, gdy zamierzała powiedzieć mężczyźnie o ciąży ale nie zdążyła, właśnie wtedy poczuła radość z nieszczęsnych nudności. Wtedy po raz pierwszy w życiu cieszyła się, że "Simon był jej".
Simon, kolejny bohater powieści. Wspaniały architekt, mąż i ojciec rodziny naznaczonej tragicznymi wydarzeniami.
Wraz z nimi na scenę wkraczają kolejne postaci: Elvira - córka Simona i Alma jego piękna choć oszpecona w pożarze żona. A wraz z nimi zmarła tragicznie mała Lena.
Jest jeszcze matka Helen, która w wyniku pewnej tragicznej i romantycznej zarazem historii, traci serdeczny palec prawej dłoni. Ale tylko w połowie...
Bohaterów jest sporo w tej powieści. Spotykają się nie wiedząc nawet o swoim istnieniu. Ponadto autorka zastosowała zabieg polegający na tym, że poznajemy ich z coraz to innej perspektywy a do tego są oni również swoistym spoiwem opisywanych wydarzeń.
No, i jeszcze jest historia słynnej Elviry Madigan w tle. Historia tragicznej miłości z końca XIX wieku, skandalu i mezaliansu.
Mamy również "Opowieści portowe" pióra samej Helen, które przewijają się w powieści i to dzięki nim poznajemy jej kolejne losy oraz oglądamy spotkanie z Hjalmarem Einarsonem, rybakiem, który cierpiał na wieczne nudności.
Książka "Lewą ręką przez prawe ramię" zawiera ciekawą historię opowiedzianą na kilku płaszczyznach, zwyczajnych bohaterów, których los połączył w, tylko dla siebie zrozumiały sposób, los.
Styl pisarki podobał mi się. Powieść czytałam z przyjemnością a niekiedy ze smutkiem wynikającym z tego, że samotność wśród ludzi to nasze największe fatum.
Zapewne każda rodzina ma swoje tajemnice. Jeśli ktoś jest ciekawy, jakie tajemnice związane są z bohaterami powieści "Lewą ręką przez prawe ramię" może w każdej chwili się o tym przekonać. Teraz albo nigdy.
"Często myślę sobie, że powinnam uciec od tego wszystkiego. Problem polega na tym, że jestem zbyt tchórzliwa i zbyt biedna. A jednak dwa dni temu doszłam do wniosku, że jeśli teraz się stąd nie ruszę, to już nigdy tego nie zrobię. Teraz albo nigdy. I dlatego popłynęłam promem do Danii. Spakowałam tylko kilka drobiazgów: szczoteczkę do zębów, majtki, Opowieści portowe i cztery kanapki z makrelą w sosie pomidorowym".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz