sobota, października 17, 2015

Recenzja "Pod powierzchnią", czyli Andrew Gross o koncernach, polityce i wodzie.


Książkę amerykańskiego pisarza Andrew Gross'a wybrałam ze względu na tytuł. Od początku wiedziałam, że "Pod powierzchnią" znajdą się inne sprawy, tajemnice i kłopoty. Pod taflą groźnie wezbranej wody, pod powierzchnią idealnego wizerunku koncernu przemysłowego, za fasadą posterunku policji i w życiu kilku amerykańskich obywateli z prowincji.


"Pod powierzchnią" to powieść kryminalna z nutą thrillera polityczno - społecznego. Dotyka ważnego problemu środowiskowego naszych czasów -  dostępu do wody, piętnuje nadużycia w wielkich koncernach i korporacjach oraz ciemne strony armii amerykańskiej. Przede wszystkim jednak jest to dobrze opowiedziana historia, która trzyma w napięciu i zawiera kilka świetnych zwrotów akcji. 
Wszystko rozpoczyna się od spływu kajakowego zorganizowanego na rzece w okolicy Aspen, w stanie Kolorado. Młoda przewodniczka musi przerwać emocjonującą wycieczkę, zorganizowaną dla kilku spragnionych mocnych wrażeń śmiałków, ponieważ natrafia na wywrócony kajak a w nim na ciało przyjaciela. Wszystko wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy wypadek, tak twierdzi miejscowa policja i jej komendant Wade Dunn. Ale Dani Whalen ma przeczucie, że za wypadkiem wysportowanego Treya kryje się coś zupełnie innego. Sama bada okolice rzeki, wpada na kilka tropów i ma nawet otrzymać potwierdzenie swych podejrzeń od operatora balonów, który podobno widział zajście. Gdy tenże ginie w katastrofie balonu wraz z piątką ludzi przewodniczka spływów wie już, że to nie przelewki. Niestety nikt nie chce lub nie może uwierzyć, że sprawa ma drugie dno. Na szczęście pojawia się na scenie były detektyw Ty Hauck, który z osobistych powodów pomaga Dani. Wyciąga ją z więzienia i wspólnie ruszają tropem coraz bardziej zawiłych zdarzeń. Ktoś za wszelką cenę chce zatuszować morderstwo, korumpuje władze i sięga bardzo głęboko...pod powierzchnię.
Ty Hauck musi zmierzyć się z bezwzględnym koncernem energetycznym, przebić mur milczenia i zdobyć zaufanie ludzi, którzy czują się zdradzeni i wykorzystani przez państwo. 
Fabuła powieści poprowadzona jest dynamicznie, w filmowym stylu. Dzieje się dużo, a rytmem wydarzeń sterują rozdziały, których tytuły związane z wodą są jednocześnie zapowiedzią nieuniknionej konfrontacji.
Czasem bohaterowie wykazują się jakimiś nadludzkimi predyspozycjami, ale być może tak właśnie działa na człowieka dawka adrenaliny w momencie niewiarygodnego stresu. Osobiście nie przeżyłabym ani minuty w głębinie skłębionej masy zimnej wody, ale ja od dziecka boję się takiego żywiołu.


W każdym razie książka na pewno spodoba się wielbicielom gatunku, ludziom mającym mocne nerwy i...płuca. Mnie nie zawiodła, znalazłam w niej ciekawy pomysł, dobrych (momentami przewidywalnych w reakcjach) bohaterów i atmosferę sennego amerykańskiego miasteczka w Kolorado, w którym można napić się czarnej lub białej kawy, bo nikt nie słyszał nawet o latte. 
I tylko jedna rzecz denerwowała mnie podczas lektury, spolszczona nazwa koledż, choć wiem że jest poprawna, to jednak przyzwyczajona jestem do innej formy. Tym bardziej, że pozostawiono słowo paragliding zamiast paralotniarstwo. Ale to nieistotne drobiazgi, na które, sama nie wiem dlaczego, zwróciłam uwagę.
Książkę "Pod powierzchnią" polecam na jesienne wieczory, w wygodnym, bezpiecznym i suchym fotelu. Może podczas lektury zerkniecie za okno i w strugach deszczu ujrzycie czarnego SUV - a. Uważajcie.

Tytuł: "Pod powierzchnią"
Autor: Andrew Gross
Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Rok wydania: 2015 
Liczba stron: 415

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz