poniedziałek, listopada 30, 2015

Klasyczna powieść o morzu, przetrwaniu i niezłomnej nadziei. Recenzja "W samym sercu morza" Nathaniela Philbricka.


Nathaniel Philbrick jest amerykańskim pisarzem i żeglarzem, który szczególnie upodobał sobie tematykę marynistyczną. Był związany z magazynem żeglarskim Sailing World, napisał kilka książek o tematyce żeglarskiej, daje wykłady propagujące historię wyspy Nantucket związanej z przemysłem wielorybniczym w XVIII i XIX wieku.
Wiele jego powieści uplasowało się na liście bestsellerów The New York Times. Jedną z nich jest doskonała opowieść, napisana w oparciu o relacje wielorybników ocalałych z katastrofy statku "Essex", pod tytułem "W samym sercu morza".


Nathaniel Philbrick pięknie opowiedział o piekielnych wydarzeniach związanych z katastrofą statku wielorybniczego, który 20 listopada 1820 roku został staranowany przez ogromnego kaszalota (w jęz. ang. sperm whale), na którego polował. Dwudziestoletni trójmasztowiec "Essex" zatonął na Pacyfiku, niedaleko Wysp Pitcairn. Jego załoga zdołała wsiąść do trzech drewnianych łodzi wielorybniczych i odbyła niezwykle trudną podróż ku wybrzeżom Ameryki Południowej. Podróż, która przyniosła im pragnienie, głód, desperację i szaleństwo. W swych drewnianych łupinach musieli zmierzyć się z obszarem 4500 km wód oceanicznych. Od domu dzieliła ich odległość około 3700 km. 
Jak do tego doszło? Początków tej dramatycznej opowieści należy szukać w ośrodku wielorybniczym na wyspie Nuntacket u wybrzeży Nowej Anglii. Mieszkańcy, głownie amerykańscy kwakrzy, trudnili się zdobywaniem oleju z ogromnych ssaków morskich. Był to przemysł bardzo zyskowny, dostarczał paliwa w postaci oleju wykorzystywanego na przełomie XVIII i XIX wieku, choćby do oświetlania ciemnych ulic Londynu. Co ciekawe, przywożono również substancję tłuszczową wydobywaną bezpośrednio z jelit wielorybów. Ambra była warta więcej złota, niż sama ważyła (nie wiem czy użyję jeszcze perfum). Statki wypływały z Nantucket w kilkuletnie rejsy i przywoziły z nich ładownie pełne beczek z cennym surowcem. Była to ciężka i niebezpieczna praca, która przynosiła ogromne zyski, głównie armatorom statków.
W taki rejs wyruszył, świeżo powołany na kapitana statku wielorybniczego "Essex", George Pollard. Młody, niedoświadczony w tej roli, mężczyzna musiał skompletować załogę, nauczyć ludzi fachu, praktycznie na morzu i wypełnić zlecenie swoich mocodawców. Większość tych ludzi z wyprawą dalekomorską wiązało nadzieje na poprawę swego losu. Ich nędzną dolę trafnie oddają słowa:
"Co z tego, że cały świat stoi dla człowieka otworem, kiedy on sam przymiera głodem". 
Od początku nad statkiem zawisło jakieś fatum, najpierw szkwał, który przewrócił statek, następnie utrata łodzi ratowniczych a wreszcie pierwsze polowanie na wieloryba zakończone niepowodzeniem. Czas naglił a ładownia statku nie była wypełniona drogocennym surowcem. Wreszcie szczęście uśmiechnęło się do wielorybników. Niestety na krótko. 20 listopada 1820 roku doszło do zdarzenia, jakie nigdy nie miało miejsca. Nigdy bowiem nie zdarzyło się, by wieloryb zaatakował statek. Owszem, czasem ssaki te podpływały pod łodzie polujących, uderzeniem ogona wywracały je do góry dnem. Atak kaszalota monstrualnych rozmiarów, który jakby z rozmysłem uderzył w statek, marynarze widzieli po raz pierwszy w życiu. Statek tonął powoli, ludzie mieli dość czasu, aby zabrać z niego nieco zapasów. Myśliwi stali się zwierzyną i wyruszyli przed siebie. Za wszelką cenę pragnęli wrócić do domu. Wykonali proste pomiary wyznaczające kurs i rozpoczęli drogę przez mękę. Wkrótce skończyły się zapasy, zaczęło brakować nie tylko żywności, ale przede wszystkim wody. Ludzie doprowadzeni do ostateczności musieli stanąć przed wyborem: nie jeść czy zjeść towarzysza podróży? Umysł zaprzątała jedna myśl: Czy wszystkim uda się wrócić do domu?
Nathaniel Philbrick stworzył niesamowity thriller z wielowiekowej historii. Znajdziemy w nim zuchwałych marynarzy igrających z rozsądkiem, niewypowiedziane cierpienie, kanibalizm, problemy rasowe i szaleństwo ludzi narażonych na śmierć. Ważnym problemem powieści jest okrutny proceder zabijania wielorybów.
Autor ma wyjątkowy dar opowiadania, jego gawędziarski styl może się podobać. Ponadto na uwagę zasługuje fakt, że powieść ma dobrą podbudowę psychologiczną. Obserwujemy ludzi w ekstremalnych warunkach, to, jak radzą sobie z głodem i odwodnieniem. Dzięki tej książce możemy nawet zrozumieć historyczne konsekwencje otyłości mieszkańców Archipelagu Samoa.
Powieść zadowoli czytelników poszukujących mocnych wrażeń, ceniących sobie dobrze opowiedziane historie i wielbicieli historii. W książce umieszczone zostały mapki poglądowe przedstawiające trasę podróży statku i łodzi z rozbitkami. To duży plus. 
Warto poznać historię, która od wieków rozpalała wyobraźnię innych autorów. Wypadek statku "Essex" zainspirował przecież autora powieści "Moby Dick" a nawet Edgara Allana Poego.
"W samym sercu morza" to piękna i klasyczna powieść marynistyczna, która dostarczy wam ważnych prawd o życiu i śmierci. Muszę przyznać, że listopadowe czytanie kończę świetną pozycją.
Teraz pozostaje jeszcze udać się na polską premierę filmu Rona Howarda. Film "W samym sercu morza" wchodzi do kin już 4 grudnia 2015 roku.

Tytuł: "W samym sercu morza"
Autor: Nathaniel Philbrick
Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 288


Za umożliwienie przeczytania książki dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Bardzo fajne są te opowieści. Trzeba tylko to po ludzku lubić żeby się interesować.

    OdpowiedzUsuń