wtorek, lutego 02, 2016

Ku przestrodze... Recenzja "Małej zagłady" Anny Janko.


Wojny, konflikty i spory towarzyszą ludziom i są obecne w ich życiu od zarania dziejów. Wojny totalne, błyskawiczne, domowe, kolonialne, religijne, psychologiczne. Praktycznie moglibyśmy wymieniać ich typy niemal w nieskończoność, odmieniać przez przypadki, analizować, szukać przyczyn i sprawdzać statystyki. W świadomości ludzkiej wojny są najczęściej statystykami. Liczba żołnierzy idących na wojnę, ciężkiego sprzętu i broni, zniszczonych obiektów i wreszcie liczby rannych, zabitych, zaginionych, uśmierconych, pokrzywdzonych, upokorzonych i osieroconych. Liczby, setki, tysiące, miliony, miliardy istnień, utraconych marzeń i zniszczonych idei.

Anna Janko, autorka książki "Mała Zagłada" nosi w sobie wojnę (mówi, że ma ją zapisaną w genach), ale nie chce, żeby stała się ona statystyką. Chce pamiętać imiona i nazwiska - ofiar i oprawców, jeśli nie są jej znane próbuje owe imiona nadawać. Bo przecież inaczej potraktujemy Zosię, Frania i Renię w zestawieniu z stoma osobami, tysiącem ludzi, milionem zamordowanych. 
Dla Anny Janko to bardzo ważne, aby ludzie, których opisuje byli wciąż żywi w naszej pamięci, aby ich tragiczne losy nie zostały zapomniane...ku pamięci i przestrodze.


We wsi Sochy na Zamojszczyźnie rozegrała się największa w życiu mieszkańców tragedia, o której trudno mówić i myśleć. Podczas II wojny światowej Niemcy prowadzili akcje wysiedleńczo - pacyfikacyjne na Zamojszczyźnie, wykonywali te działania metodycznie i konsekwentnie od listopada 1942 roku do lipca 1943 roku. Akcja prowadzona na masową skalę, brutalna i zorganizowana według planu. Bo Niemcy pod rządami Adolfa Hitlera zawsze mieli gotowy plan działania. Ale czy na pewno? Anna Janko stwierdza w "Małej Zagładzie", że akcja przeprowadzona we wsi Sochy (88 domów i około 200 mieszkańców) jakoś wymknęła się wszelkim klasyfikacjom, to masakra, która była "zbyt mała", dzieci soszańskich nie uznano za "dzieci Zamojszczyzny". Nie wywieziono ich, nie posegregowano, ale w większości krwawo uśmiercono. Pacyfikacja polegała na otoczeniu wsi przez Niemców, podpaleniu zabudowań i zabijaniu ludzi bez względu na wiek i płeć. Niemcy czynili to trochę od niechcenia, "taśmowo", z nudą wypisaną na twarzach. Brzmi to przerażająco i nieludzko. Ale Anna Janko opowiada o tym z sarkazmem, jakimś wisielczym poczuciem humoru. Może to jedyny sposób poradzenia sobie z koszmarną traumą wspomnień rodzinnych?
Książka "Mała Zagłada" mówi o wspomnieniach matki pisarki. Tereni Ferenc udało się przeżyć. Widziała jak Niemcy mordują jej rodzinę i ten nieludzki obraz towarzyszył jej przez lata spędzone w domu dziecka. Była dzieckiem. W jednej chwili stała się dorosła, ale to skrzywdzone dziecko tkwi w niej przez cały czas. W książce córka prowadzi rozmowę z matką, która przez rok od zakończenia wojny ciągle płakała. Opowiada jej o wojennej rzeczywistości, o ludziach, z którymi rozmawiała, o tym, że próbujemy zrozumieć postępowanie Niemców (Niemców pisanych małą literą, bo mama nie chce używać określenia naziści, nikt przecież wtedy tak nie mówił na wsi). Rozmowa matki i córki jest bardzo osobista, trudna i potrzebna. Przyglądamy się temu, przysłuchujemy relacji o tragedii, która stała się dziecięcym doświadczeniem. 
Autorka ma świadomość, że o wojnie, zagładzie, holokauście, obozach, deportacjach i ściganiu zbrodniarzy napisano już bardzo wiele, prawdziwe morze relacji, wspomnień, analiz i omówień. Sama przeczytała mnóstwo książek, obejrzała filmy, zdjęcia i to wszystko zapisała w pamięci. Wie, że musi o tym pamiętać i ze smutkiem stwierdza, że 

"Wojna nie umiera nigdy".

Zawsze była, jest i będzie. Po prostu wojna to wojna, obnaża ukryte ludzkie instynkty - szał masakry. Nie tej potocznej masakry, którą posługujemy się na co dzień , gdy mówimy, że za oknem masakrycznie pada deszcz, smak chipsów to prawdziwa masakra a komunikacja miejska jest masakryczna. Anna Janko opowiada o masakrze prawdziwej, w małej wsi, gdzie ludzie musieli radzić sobie z wojenną rzeczywistością, obecnością partyzantów, rabusiów, okupantów i wszechobecnym strachem - "dobrym suflerem zbrodni". Ci ludzie radzili sobie jak mogli i na koniec zginęli. Bezsensownie. Spotkało ich jednak lepsze zło. W "Małej Zagładzie" pojawia się kategoryzowanie zła, to jest przerażające. Lepiej zginąć od jednego strzału. Mogło być przecież gorzej: śmierć na kolejowej rampie, w komorze gazowej, podczas morderczego marszu śmierci. 
Matka pisarki przeżyła, traumę i strach przekazała swojej córce. Z tych powodów Anna Janko chce się z tym wszystkim uporać, chce żyć bez piętna, które przekaże następnemu pokoleniu. W osobistej, trudnej i smutnej relacji próbuje również uświadomić nam, że pamięć o dziejach rodziny jest niezwykle ważna. W czasach, gdy:
"No cóż, teraz nie ma zwyczaju pytać o dawne dzieje rodziny, prędzej do kina się idzie albo - znacznie prościej - w Internecie się coś obejrzy, popijając piwko".

Książka "Mała Zagłada" jest książką trudną, ponieważ porusza bardzo trudne do zrozumienia sprawy. To straszliwa opowieść o ludziach, którzy wpadli w tryby wojennej machiny. Niektórym z nich udało się przeżyć. Trauma pozostała. Miejmy nadzieję, że będziemy w stanie o niej zapomnieć w świecie wciąż hołubiącym zło. 

29 stycznia 2016 roku Pani Anna Janko otrzymała za książkę "Mała Zagłada" nagrodę miesięcznika "Nowe Książki".

Tytuł: "Mała Zagłada"
Autor: Anna Janko
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 264


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz