No cóż, może kiedyś? Natomiast pani Elżbieta Wichrowska zgrabnie połączyła pasję do zbierania ciekawych dokumentów z przeszłości z detektywistyczną żyłką, która w niej tkwi i napisała powieść o rodzinnych tajemnicach z niezwykłym kufrem w roli głównej. Napisała powieść "Twarz z lustra", która zawiera w sobie bardzo wiele elementów, podobnie jak rodzinne archiwa pełne niezbadanych pamiątek.
Elżbieta Wichrowska - literaturoznawca, profesor nauk humanistycznych, autorka książek poświęconych kulturze czasów Oświecenia i Wielkiej Emigracji, pasjonatka historii, poszukiwaczka tajemnic ukrytych w polskich i zagranicznych archiwach. Powieść "Twarz z lustra" nie jest pierwszą książką tego rodzaju w dorobku pisarki, w 2014 roku ukazała się powieść "Na Pragę nie wrócę".
W moim przypadku jest to pierwsze literackie spotkanie z twórczością Elżbiety Wichrowskiej, prawdopodobnie sięgnę po jej wcześniejszą powieść, choćby po to, żeby odbyć kolejną podróż po Warszawie.
Warszawa jest podstawowym miejscem, w którym rozgrywa się fabuła powieści "Twarz z lustra", ale nie jedynym. Autorka przenosi swoich bohaterów także do Francji i Belgii.
Kim są bohaterowie tej opowieści? Jest ich wielu, zarówno tych związanych z wątkiem obyczajowym jak i tych, którzy występują na kartach powieści w związku z bogatą historią przedwojennej Warszawy a nawet sięgając dalej do czasów sprawy polskiej z początków XIX wieku i Wielkiej Emigracji.
W warstwie obyczajowej najważniejszą postacią jest Łucja Sowińska, dyplomowany neurochirurg i psychiatra w jednym z warszawskich szpitali. Nie bez znaczenia jest tu wykonywana profesja bohaterki, ale o tym za chwilę. Pewnego dnia na oddział neurochirurgii młodej pani doktor trafia mężczyzna, ofiara brutalnego ataku dokonanego przed bramą kamienicy, w której mieszka. Prasa rozpisuje się o przyczynach napaści na mężczyznę, ponieważ jest to dość znana postać w kręgu sztuki, kolekcjonerów i wielbicieli historycznych precjozów. Operowany z powodu obrażeń głowy to prezes dużego wydawnictwa, niejaki Włodzimierz Stąpka - Potocki. Z czasem doktor Łucja zostanie zaangażowana w życie prywatne swojego pacjenta, oboje staną się uczestnikami nieprawdopodobnej historii, pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji, niekiedy paranormalnej i po części romantycznej.
Powieść "Twarz z lustra" zawiera wiele elementów różnych gatunków literackich, to po trosze romans, powieść obyczajowa, historyczna, biograficzna i sensacyjna z domieszką spirytyzmu. To niezwykła mieszanka, która niekiedy może wprowadzać zamęt w jej odbiorze. Przyznaję, że miałam chwile irytacji podczas lektury tej książki. Głównie za sprawą elementów nierzeczywistych, które zostały wmontowane w fabułę, dla mnie były one zbyt nachalne. Z drugiej strony staram się to sobie wytłumaczyć. Główna bohaterka to kobieta, która miała trudne dzieciństwo, wychowana przez ciotkę, mieszkała z matką chorą na schizofrenię i babką, która po nocach płakała. Ojciec zaś był utracjuszem i hazardzistą, prawie nie widywała go w domu. Skomplikowana przeszłość, nocne koszmary, sny, omamy i wizje stały się czynnikiem motywującym Łucję do poznania ludzkiej psychiki. Motywowana przez ciotkę Sowińską zdobyła odpowiedni zawód, który mógłby wspomóc ją w zrozumieniu sytuacji panującej w domu rodzinnym i pozbawić obaw związanych z odziedziczeniem choroby matki. A jednak Łucja, mimo upływu lat nie jest w stanie zmierzyć się z rodzinną przeszłością. Tymczasem w jej mieszkaniu znajduje się stary kufer odziedziczony po babce, którego Łucja długo nie chce otworzyć, czuje że wyfruną z niego demony, z którymi trudno będzie się jej zmierzyć. Kufer jest ciężki, zamknięty na głucho, pięknie inkrustowany. Przyjaciółka Magda, były szwagier Wojtek i wreszcie wspominany już Stępka - Potocki doprowadzają jednak do tego, że Łucja odkryje tajemniczą zawartość rodzinnej skrzyni. I tak oto czytelnik uzyskuje dostęp do wielu wspaniałych opowieści na temat Warszawy, jej niezwykłych mieszkańców, tajemnic ukrytych na kartach starego dziennika z foliowanymi kartami, pośród wielu zdjęć i wycinków z prasy. Jest jeszcze obraz a właściwie dwa, wizerunek kobiety z przeszłości sięgający 200 lat wstecz.
Bardzo ciekawi mnie, czy autorka pisała powieść dostosowując jej treść do zgromadzonych pieczołowicie zdjęć, dokumentów i wycinków z gazet czy też może było odwrotnie? Jakkolwiek by nie było to bardzo ciekawy koncept. W książce znajdziemy interesujący materiał źródłowy w postaci zdjęć, reprintów, wycinków i dokumentów. Do tego drzewo genealogiczne rozrysowane na bieżąco przez bohatera powieści, co nie dość, że uwiarygadnia historycznie opowieść, to jest również pomocnym drogowskazem dla czytelnika, który niekiedy może poczuć się nieco zagubiony zawiłościami powiązań rodzinnych pani Łucji.
"Twarz z lustra" opowiada o historii, o Warszawie, o żydowskiej Pradze, jej mieszkańcach skazanych na zagładę, o nienawiści, chorobie i poszukiwaniu własnej tożsamości. Za najbardziej udaną w tej ponad pięciusetstronicowej powieści uważam warstwę historyczną, która intryguje i skłania do poszukiwań oraz badania dziejów własnej rodziny. Chylę czoła za umiejętne ukazanie istoty polskiego antysemityzmu sięgającego o wiele dalej niż czasy holocaustu. Odrzucam warstwę paranormalną, która miała wzbogacić powieść i wytłumaczyć niektóre zachowania głównej bohaterki. Jestem w stanie zaakceptować historię słynnej artystki i okultystki, ale odniesień do Harry'ego Pottera już nie. Podziwiam estetyczny i obrazowy język, którym posługuje się autorka powieści, dzięki temu historyczne opisy stoją na bardzo wysokim poziomie. W warstwie obyczajowej męczyła mnie pewna egzaltacja monologów i trochę sztuczne dialogi. Motyw romansowy również nie stał na najwyższym poziomie, ale przecież nie tego oczekiwałam po tej powieści. Na odniesieniach historycznych się nie zawiodłam, wręcz przeciwnie, można znaleźć tutaj mnóstwo ciekawostek i informacji. Elementy sensacyjne w sumie trzymały mnie w napięciu, może nieco umiarkowanym, ale jednak.
Czytałam tę książkę i wywoływała ona we mnie skrajne emocje. Myślę, że pisarka uzyskała zamierzony efekt. Skłoniła mnie do przemyśleń nad własną historią rodzinną, ofiarowała poczucie dobrze spędzonego czasu i pozostawiła mnie z myślą, że
"każdy ma swój własny kufer i swoje demony".
Jeśli szukacie powieści o Warszawie, chcecie poznać historię jej mieszkańców, zwiedzić podwórka - studnie na Pradze, gdzie stoją niezwykłe kapliczki i macie ochotę wsłuchać się we wspomnienia o tym, co minęło to lektura "Twarzy z lustra" na pewno was nie zawiedzie. Historia jest w niej największym atutem, reszta to w sumie nieźle skonstruowana oprawa. Bo przecież każdy obraz powinien mieć ramę.
Tytuł: "Twarz z lustra"
Autor: Elżbieta Wichrowska
Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 560
Za książkę do recenzji dziękuję portalowi
Ostatnio odwołuję się do klasyki, ale trudno się do niej nie odwoływać, kiedy to ona dostarcza najlepszego materiału. Miałem kiedys przyjemność czytać "Opowieści fantastyczne" Fiodora Dostojewskiego. Pisarz cierpiał na epilepsję, do tego nadużywał alkoholu, był hazardzistą. To, że napisał w jednej z tych opowieści dyskusje zmarłych na cmentarzu jest intrygujące (i po części zrozumiałe), ale zupełnie nienadające się do wplecenia w powieść historyczną.
OdpowiedzUsuńJeżeli ktoś decyduje się na takie zabiegi musi być bardzo ostrożny, bo stąpa po cienkiej warstwie lodu. Łatwo takim pomysłem zniweczyć całą pozostałą pracę.
Ja bym zaczął od odpowiedz na pytanie, na co można pozwolić sobie w konkretnej epoce? O ile ludzie średniowiecza opierali swoją wiedzę na nieprawdopodobnych wręcz doniesieniach, zabobonach, plotkach, pieśniach, to tego samego nie można już powiedzieć powiedzmy o wieku XIX. W pierwszym przypadku znacznie łatwiej dokonać nazwijmy to na potrzeby tego wpisu "paranormalnych epizodów". Nikt nie miał pojęcia o chorobach psychicznych, wszystko było rozpatrywane w kategoriach nawiedzenia przez diabła. A co z tymi, którzy byli super uzdolnieni, mieli fotograficzną pamięć, zdolność wiązania ze sobą faktów, a jednocześnie byli wrażliwi na otaczającą rzeczywistość? Terry Pratchet napisał kiedyś w Ruchomych Obrazkach:
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? Ludzie, którzy nigdy nie odkryli, co naprawdę chcą robić i do czego mają zdolności. Synowie, którzy zostają kowalami, bo ich ojcowie byli kowalami. Ludzie, którzy mogliby fantastycznie grać na flecie, ale starzeją się i umierają, nie widząc żadnego instrumentu muzycznego, więc zostają oraczami. Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć.
Moje podejście fantastyczne do historii polega na tym: wszystko, co było dozwolone w sferze myśleń człowieka z określonej epoki, można z powodzeniem zastosować w fabule. W końcu to był JEGO świat. NASZ obecny świat, ma inne fantazje, inne pojęcie o tego typu sprawach.
Z tego, co Pani pisze, Pani Beato, to autorka popełniła ten dosyć pospolity błąd, że przełożyła kalkę z własnego myślenia o zjawiskach paranormalnych na tamten czas (wątku historycznego nie ocenie, bo za mało mam danych, natomiast mogę tylko przypuszczać na podstawie Pani słów, że to akurat się bardzo dobrze udało).
Okultyzm inaczej był postrzegany w średniowieczu, a inaczej w wieku XIX, czy później. Pomysł, który przeszedłby w fabule osadzonej we wczesnym średniowieczu, niekoniecznie odniesie sukces w realiach osadzonych później. :)
Ależ wyczerpujący komentarz, na Pana zawsze można liczyć. Dopiero teraz mogę odpowiedzieć. To prawda, najbardziej cenię w powieściach, które czerpią z historii to, że autor czy autorka potrafią dopasować wszystkie elementy do historycznych realiów. W tej powieści najciekawsze były wątki historyczne i praca, jaką autorka wykonała przygotowując się do jej napisania. Natomiast "obecność" i wpływ zjaw z zaświatów w ogóle do mnie nie przemówił. Tak samo jak trudny problem choroby psychicznej jednej z bohaterek, potraktowany jako czynnik, który bezpośrednio wpłynął na poczynania głównej bohaterki. Jej zwidy, omamy, sny itp. Załamałam się nieco, gdy w książce pojawiły się pojedynki magiczne niczym w Harrym Potterze. Jakoś to wszystko było wymieszane i poplątane w warstwie paranormalnej, która zapewne miała wzbogacić powieść.
UsuńTeraz Pani podała jeszcze jeden ważny argument! Choroby psychiczne mają to do siebie, że z punktu widzenia normalnej osoby one nie mają najmniejszego sensu, jednak z punktu widzenia osoby chorej są jak najbardziej logiczne. Problem jest oczywiście znacznie bardziej skomplikowany, jednak znowu na potrzeby tego wpisu :) możemy sobie uprościć sprawę, że to najprawdopodobniej symptomy choroby dwubiegunowej. Jeżeli Pani filolog, tak świetnie operująca językiem, nie zgłębi tajemnicy choroby afektywnej dwubiegunowej, nie zobaczy na własne oczy jej symptomów albo chociaż nie przeczyta o tym książek, to nic na ten temat sensownego powiedzieć nie może, i potem tworzy podobne śmieszne scenki :)
UsuńProszę zauważyć, że na wymienioną przeze mnie chorobę cierpieli lub cierpią takie osoby jak: Ludwik van Beethoven, Kurt Cobain, Mark Twain, Charles Dickens, czy Jaune-Claude Van Damme. :)
W sumie nie wiemy, czy autorka nie miała styczności z takimi chorobami, wygląda na to, że tak. Może wystarczyłoby zmienić formę podania tej wiedzy. Przede wszystkim jednak, i tu ma Pan rację, trudno jest osobie w pełni zdrowej zrozumieć istotę choroby i próbować o niej pisać. Chyba tylko nielicznym się to udaje.
Usuń