sobota, grudnia 06, 2014

Andy Weir zabrał mnie na Marsa.


Pewnego listopadowego dnia wzięłam udział w konkursie /tak, wiem, znowu ... / 
Szczęśliwy traf sprawił, że wkrótce dotarła do mnie przesyłka z ... maską w kształcie hełmu kosmonauty i plakat promocyjny wydawnictwa Akurat promujący książkę, pt. "Marsjanin".
Instrukcja umieszczona na wewnętrznej stronie maski wymagała, aby nałożyć maskę i sfotografować się w niej na tle dołączonego plakatu, po czym wysłać owe zdjęcie na jakiś portal społecznościowy z wdzięcznym hasztagiem #marsjanin.
Uczyniłam wszystko powyższe, ale tym sposobem zapragnęłam też bliżej zapoznać się z książką, której jeszcze nie miałam.
Po kilku dniach i ona trafiła w moje ręce. Jej lektura spowodowała, że nie zauważyłam nawet kiedy znowu był poniedziałek i musiałam iść do pracy, niestety tu na Ziemi a nie na Marsie.
Ale od początku...

Opis z okładki brzmiał zachęcająco: "Kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie. Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze".
Z ogromną ciekawością rozpoczęłam lekturę spodziewając się emocji podobnych do tych, jakie miałam okazję przeżyć podczas projekcji filmu "Grawitacja". I nie zawiodłam się. Główny bohater Mark Watney, podobnie jak Sandra Bullock w filmie, przeżywał swoją samotną przygodę w obliczu wszechmocnego Kosmosu.
Każdy jego dzień a właściwie sol spędzony na nieprzyjaznej człowiekowi planecie przynosił coś zaskakującego, najczęściej mały lub większy ... koszmar.
Mark musiał się zmagać z problemami, na które tu na co dzień raczej nie zwracamy uwagi. Brak powietrza, wody, jedzenia. A jednak wszystkie trudności pokonywał odważnie i do tego z niezwykłym poczuciem humoru. Budował, naprawiał, uprawiał ziemniaki w rytmie muzyki disco, uśmiechał się przez łzy, ocierał się o śmierć, ale był też niezwykle kreatywny, wykorzystywał każdą rzecz do tego, by zrealizować główny cel - połączyć się w jakiś sposób z Ziemią, dać znać, że żyje i w efekcie powrócić szczęśliwie do domu.
Książkę czyta się z zainteresowaniem, mimo że zawiera sporą dawkę specjalistycznych informacji. Jestem zupełnym laikiem jeśli chodzi o astronomię, fizykę czy inne ścisłe nauki. Jednak byłam w stanie  przebrnąć przez opisy procedur, wzorów, specyfikacji i tym podobne. Oczywiście nie wiem, na ile to wszystko było zgodne z prawdą naukową, jednak nie tego szukałam przecież w tej książce. Autor bardzo zgrabnie połączył fikcję z rzeczywistością. Takie mam wrażenie. 
Ja dzięki niemu udałam się w fascynującą podróż kosmiczną, spacerowałam po niebezpiecznej planecie, zmagałam się z samotnością, fizycznymi ograniczeniami i uwierzyłam, że wszystko jest możliwe... nawet podróż na Marsa i powrót z niego.
Kto wie, może historia opisana w książce "Marsjanin" będzie kiedyś rzeczywistością, której dożyję. Oczywiście z pominięciem tych najbardziej tragicznych aspektów.
Teraz pozostaje czekać na film realizowany przez Ridley'a Scotta na podstawie książki.
"Marsjanin" jest wart polecenia wszystkim, którzy wierzą, że człowiek może wszystko i jeszcze więcej.

Tytuł: "Marsjanin"
Autor: Andy Weir
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 384

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz