niedziela, listopada 08, 2015

Gdy rodzina zaplącze się w sieć tajemnic. Recenzja "Farmy" Tom Rob Smith.


Szwecja. Cudowne krajobrazy wypełnione po brzegi zielonymi lasami, malowniczymi archipelagami wysp i niezmąconą ciszą. Volvo, Ikea, mięsne klopsiki, łosie na drogach to popularne, komercyjne symbole, które umacniają wizję przyjaznego, uporządkowanego i nowoczesnego społeczeństwa szwedzkiego.
Jednak literatura i film przekazują nam, co pewien czas, odbrązowiony wizerunek skandynawskich marzeń o szczęściu. Proza nieodżałowanych pisarzy: Larssona i Mankella, filmy i seriale: The Killing czy Most nad Sundem to tylko przykłady działań, które skutecznie zmieniają popularny obraz Szwecji i Skandynawii w ogóle. Zamiast sielskiego nastroju mamy do czynienia z demaskowaniem ludzi znanych z pierwszych stron gazet, pracowników banków, korporacji, urzędów i policji. Obok harmonii i porządku pojawia się obraz przestępczości i zła. I tak, jak natura człowieka miewa dwa oblicza, tak i Szwecja to kraj kontrastów, w którym nigdy nie została wyjaśniona należycie śmierć premiera a przemoc domowa to wstydliwy temat.
Książka, o której dzisiaj chcę opowiedzieć, doskonale wpisuje się w nurt literatury skutecznie zmieniającej wyidealizowany obraz Szwecji. Napisana przez angielskiego pisarza i scenarzystę, znanego już w Polsce z takich powieści, jak Agent 6, System i Tajny referat.
Tom Rob Smith i thriller psychologiczny "Farma" to dla mnie swoiste odkrycie, ponieważ nie sądziłam, że w tematyce Szwecji coś może mnie jeszcze zaskoczyć. 



"Farma" to powieść, której fabuła toczy się pomiędzy Londynem a szwedzką prowincją regionu Halland. W Londynie mieszka niemal trzydziestoletni Daniel, w Szwecji jego rodzice Tilde i Chris. Ojciec jest Anglikiem. Matka to urodzona w Szwecji utlänning, trochę obca tu, trochę obca tam. Daniel jest przekonany, że rodzice znaleźli w Szwecji spokój godny emerytów, pośród malowniczych krajobrazów i wiodą szczęśliwe życie zajmując się tym, co ukochali najbardziej, czyli ogrodem.
Pewnego wieczoru Daniel odbiera dziwny telefon. Ojciec informuje go, że matka zniknęła po przejściu trudnego epizodu psychicznego, opuściła szpital psychiatryczny i nie wiadomo gdzie się znajduje. Życie Daniela na chwilę zwalnia. Niedługo potem dzwoni także matka i wkrótce pojawia się na lotnisku Heathrow w Londynie. Starsza pani wygląda na zmęczoną, przestraszoną a przede wszystkim ma na sobie niechlujny strój, który do niej nie pasuje. Dźwiga na ramieniu skórzaną torbę wypełnioną po brzegi "dowodami". Rozpoczyna się długa gra, Tilde prowadzi opowieść w opowieści, która stopniowo odkrywa nowe tajemnice. 
Matka jest przekonana, że ojciec Daniela uzależnił się od bogatego i apodyktycznego sąsiada, który wraz z innymi prominentnymi mieszkańcami wiejskiej społeczności jest odpowiedzialny za tajemnicze zniknięcie czarnoskórej dziewczyny Mii. Zarzuca im wykorzystywanie seksualne młodych kobiet. 
Tak śmiałe oskarżenie wydaje się Danielowi nierealne. Do tej pory rodzice uchodzili w jego oczach za wzór idealnego małżeństwa, skrupulatnie podtrzymywali ten wizerunek i mimo że mieli różne problemy, nie informowali o tym syna. Jakie mieli tajemnice? Daniel także je ma. Nigdy nie powiedział im, że jest gejem i ukrywa swój związek z Markiem, z którym mieszka. Tajemnice to ważny element powieści, prawie wszyscy są w nie zaplątani niczym w pajęczą sieć.
Daniel obawia się odkryć prawdę. Czy jego łagodny ojciec może okazać się seksualnym drapieżnikiem a kochająca i zawsze rozsądna matka jest wariatką? Matka, która sprawia wrażenie opętanej paranoją, gdy mówi:

"Zawsze można poznać po czyichś oczach, że ta osoba mówi o tobie".
Matka, która snuje swą opowieść niczym baśń o trollach. Trolle są bardzo ważnymi bohaterami powieści. Są drewniane i nieco przerażające rzeźby trolli, którymi obdarza patriarchalną społeczność bogaty Håkan Greggson, chata w lesie, którą zamieszkuje troll i wreszcie bajka z dzieciństwa w starym zbiorze z uszkodzoną okładką. Jest więc w powieści nieco skandynawskiej magii, niepokoju. Przez  cały czas możemy mieć wrażenie, że za fasadą pozornego spokoju wiejskiej społeczności czai się coś małodusznego i zgniłego. 
Narracja powieści, prowadzona w formie rozmowy matki z synem, bardzo mi się podobała. Ten zabieg sprawił, że znana już z innych książek, tematyka molestowania młodocianych nabrała innego wymiaru. Ponadto na uwagę zasługuje również to, że tak naprawdę nigdy nie wiemy, na ile osoba z którą przychodzi nam rozmawiać jest zaburzona psychicznie. Czy w jej życiu nie zdarzyło się coś, co doprowadziło ją do wyparcia traumatycznych przeżyć do głębokich pokładów podświadomości? 
W "Farmie" jest wiele niepewności, emocji, różnych tropów wiodących do rozwiązania tajemnic. To siła tej powieści, pięknie napisanej i absorbującej do samego końca.
I mimo że powieść dotyka tak ważnych kwestii społecznych i psychologicznych, natknęłam się w niej także na kilka momentów humorystycznych. Wywód na temat kłódek, których nikt nie kocha uważam za perfekcyjny. Ale to już musicie sami odnaleźć w "Farmie" Toma Roba Smith'a. Powiem szczerze, że zazdroszczę wszystkim, którzy tej książki jeszcze nie czytali. Dlaczego skończyłam czytać ją tak szybko? Jedynym lekarstwem będzie lektura tych książek autora, których jeszcze nie znam. Na szczęście. 
I już zupełnie na marginesie, wciąż będę sobie cichutko wierzyć, że szwedzka idylla gdzieś tam jednak przetrwa.





Tytuł; "Farma"
Autor: Tom Rob Smith
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 384

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz