niedziela, kwietnia 17, 2016

Sandra Barneda pokazała mi Matkę Ziemię. Recenzja "Ziemi Kobiet".


Czy pamiętacie, co robiliście dnia dwunastego miesiąca dwa tysiące dwunastego roku o godzinie dwunastej? Ja nie bardzo. Oczywiście poza tym, że kojarzę datę z przepowiedniami o apokaliptycznym końcu świata i kasowym filmem o znamiennym tytule "2012".

Bohaterka powieści "Ziemia Kobiet" w tak ściśle określonym dniu, miesiącu i roku postanowiła zmienić swoje dotychczasowe życie, udać się do hiszpańskiej Katalonii i odebrać spadek po nieznanej dotąd krewnej. O tym, że nastąpi to 12.12.2012 r. informuje czytelników na kilku stronach powieści, w różnych konfiguracjach i tak skutecznie, że wiadomość ta wyryła mi się w pamięci chyba na zawsze. Powieść Sandry Barnedy - hiszpańskiej dziennikarki, twarzy sieci telewizyjnej Mediaset España zafundowała mi wybuchową mieszankę nastrojów, emocji i reakcji, których istnienie wielokrotnie dawało znać podczas lektury.  Ostatecznie też utwierdziły mnie one w przekonaniu, że jestem inna, dziwna i nie rozumiem literatury kobiecej. A przecież miało być tak pięknie. Refleksyjnie, wzruszająco i magicznie...

grafika http://muza.com.pl/

Zasiadłam do lektury z przekonaniem, że oto przede mną wyjątkowa podróż do fascynującego miejsca na ziemi, które porwie mnie pięknem, tajemnicą, może historią, która gdzieś tam będzie sobie przebiegać równolegle z opowieścią skonstruowaną na potrzeby fabuły. I owszem, jest tajemnica, którą zza grobu przekazuje nieżyjąca krewna Gali, Amerykanki połączonej więzami krwi z rodziną w Hiszpanii, jest wioska La Muga, która wygląda jak miejsce z innej epoki, jest również historia, choć ta ostatnia funkcjonuje na zasadzie ciekawostek, np. o Barcelonie i jej zabytkach. Niestety nie było w tej powieści nic porywającego poza wiatrem, który co jakiś czas dawał o sobie znać. Ale może od początku.

Jak już wspomniałam, mamy w powieści pewną tajemnicę, to wokół niej toczy się fabuła i to dla niej główne bohaterki zdecydowały się na podróż w nieznane. Gala Marlborough wraz z córkami przybywa do wsi na granicy hiszpańsko - francuskiej. Po odebraniu zapowiadanego spadku rodzina zamierza wrócić do Nowego Jorku. Gala udaje się na odczytanie testamentu, niestety okazuje się, że aby zostać jedyną spadkobierczynią majątku nieznanej wcześniej krewnej kobieta musi znaleźć autora obrazu pozostawionego przez zmarłą. Obraz jest kopią dzieła Salvadora Dalego, pt. "Kobieta w oknie". Amerykanka określana przez pisarkę "wściekłą na życie" pragnie jak najszybciej rozwiązać zagadkę. Niestety nikt jej tego nie ułatwia, ani mieszkańcy hermetycznej społeczności, ani tym bardziej znaleziony w starym domu dziennik Amelii Xatart. Swoją drogą ów dziennik jest najciekawszą częścią powieści, ponieważ dzięki niemu można sobie po części wyrobić zdanie na temat stosunków panujących w La Mudze i zrozumieć zachowania miejscowych. Niestety wątek związany z poszukiwaniem autora obrazu został potraktowany po macoszemu i właściwie nie istnieje. Dopiero pod koniec powieści sprawa się wyjaśnia, ale niejako przy okazji. A szkoda.

Poza kwestiami rodzinnymi i spadkowymi Amerykanki w powieści wyeksponowane zostały różne kobiety, mieszkanki wioski, które mają ogromny wpływ na całą społeczność. Tworzą one owiany tajemnicą Krąg, magiczny i bardzo dla nich ważny. Dzięki temu czeka nas w powieści performance - Czarodziejek w białych szatach, które raz w roku spotykają się wokół płonącego kominka i tworzą
"(...) piękną, potężną mandalę światła i żeńskiej energii". Jednoczą się, aby we własnym wnętrzu poczuć przebudzenie "mądrej wewnętrznej doradczyni".
Czy nie przypomina to wszelkiego rodzaju życiowych poradników, z cyklu: jak uwolnić swoje wewnętrzne ja, jak żyć w zgodzie z samym sobą, naturą, bogami i wszelkimi siłami wyższymi? O tak. Powieść pani Sandry Barnedy skonstruowana jest tak, żeby owe wielkie prawdy o życiu ujawnić. Praktycznie przy każdej nadarzającej się okazji. Gdy bohaterka idzie na spacer wśród wiejskich krajobrazów "czuje, że jest ich częścią", "ogarnia ją błogi spokój, jakby czerpała z nich siłę do życia" (nie wiem czy będę w stanie w najbliższym czasie normalnie bez jęku rozpaczy lub ekstazy odnieść się do mijanych w lesie drzew). Gdy odczuwa potrzebę spędzenia kilku chwil na łonie przyrody miała wrażenie, że "oddała się we władanie wielkiej, czuwającej matce".

Rozumiem, że autorka chciała za wszelką cenę wyrazić ogromną miłość do ziemi, uświadomić, że ziemia była ważna w życiu kobiet, którym poświęciła swoją powieść, ale czy musiała wciągać w to Wszechświat, Matkę Ziemię i Drogę Mleczną? Rozumiem również intencje zmierzające do ukazania kontrastu pomiędzy płytkim amerykańskim stylem życia a pradawnymi obyczajami, które są naprawdę ciekawe. Moim zdaniem idea ukazania życia prostego, zwyczajnego, z którego można czerpać radość została wypaczona przez nadmiar patosu, górnolotny styl i męczące mentorskie fragmenty powieści, które doprowadzały mnie do wyrażania uczuć mających mało wspólnego z radosnym uniesieniem. 
Nie mogę pogodzić się z tym, że nawet nastoletnie bohaterki, dzieci w powieści potrafią poczuć, że "magnetyczna siła przenika do każdej ich myśli". Choć z drugiej strony autorce niekiedy udawało się oddać współczesne nastroje młodych ludzi, ich marzenia, zauroczenia i ekscytacje. A także trudne momenty dorastania.

Cóż, rozpoczynając lekturę "Ziemi Kobiet" miałam wobec niej inne oczekiwania. Miałam nadzieję na dobrze spędzony czas przy książce, która mogłaby mnie przenieść do Hiszpanii, z jej kulturą, tradycjami, zapachami, kuchnią, ciekawymi postaciami. I nawet jeśli niektóre z tych elementów w niej wystąpiły (na przykład ciekawe zwyczaje wigilijne oraz powitanie Nowego Roku i mnóstwo dialogów w języku katalońskim) to cała otoczka związana z poradami, jak żyć w zgodzie z Wszechświatem skutecznie zniszczyła mi spodziewaną radość czytania. Naprawdę lubię czytać o kobietach, podobają mi się powieści przepełnione realizmem magicznym i sekretami ukrywanymi przez różne pokolenia. Ale dlaczego kobiety te muszą być tak "przytłoczone żalem i poczuciem winy", "ogarnięte głębokim smutkiem", "zalewające się łzami wywołanymi ogromem wyrzutów sumienia i tęsknotą pełną rozpaczy"? W przyszłości tak przytłoczona zastanowię się pięć razy, czy na pewno lektura kobieca jest tym, czego w rzeczywistości potrzebuję i czy nie doprowadzi mnie ona do stanu zwanego udręczeniem. 

Tytuł: "Ziemia Kobiet"
Autor: Sandra Barneda
Wydawnictwo: MUZA SA
Rok wydania: 23 marca 2016 r.
Liczba stron: 480

Za umożliwienie zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz