Podobnie jak poprzednia powieść "Kobieta znikąd" także opiera się o narrację prowadzoną z dwóch punktów widzenia. Czytelnik otrzymuje relacje przekazywane przez bohaterów, Quinn Collins i Alexa Gallo. Bohaterowie prezentują wydarzenia naprzemiennie, ten sposób bardzo mi odpowiada, tym bardziej że potęguje tylko nastrój tajemnicy i narastającego strachu (choć nie przez wielkie S).
Ale zacznijmy od początku. W jeden z niedzielnych poranków Quinn Collins budzi ze snu dźwięk budzika jej współlokatorki. Okazuje się, że Esther Vaughan zniknęła bez śladu. Jej pokój we wspólnym mieszkaniu jest pusty, otwarte okno prowadzące na schody ewakuacyjne to jedyny ślad ewentualnego porwania, przestępstwa, ucieczki czy typowego dla policyjnych statystyk zniknięcia. Mnożą się pytania i niewiadome. Wśród rzeczy należących do zaginionej przyjaciółki Quinn odnajduje dziwne listy wypełnione pogróżkami i miłosnymi zwierzeniami. Kolejne odkrycia powodują, że zaginiona jawi się jako osoba niezrównoważona. Kto wie, może cierpi na zaburzenia umysłowe? Pytania i wątpliwości mnożą się wraz z kolejnymi rozdziałami. Przez cały czas czytelnik utrzymywany jest w stanie niepewności, niepokoju, prowadzony do zaskakujących wniosków. Wrażenie niepokoju potęguje równolegle prowadzona historia młodego chłopaka Alexa, mieszkającego w małym miasteczku położonym o godzinę drogi od Chicago, z którego wywodzą się dwie współlokatorki. Alex to inteligentny, ale zagubiony i niezbyt szczęśliwy pracownik restauracji. Jego życie jest smutne, pozbawione perspektyw na przyszłość. To się zmienia, gdy nad Jezioro Michigan przybywa nieznana młoda kobieta. Kiedy znajduje schronienie w opuszczonym domu owianym miejscową legendą Alex za wszelką cenę pragnie się do niej zbliżyć. Od tej chwili wydarzenia przyspieszają, akcja ulega zagęszczeniu, intryga zaś nabiera rumieńców.
W powieści "Kobieta znikąd" nic jest takie, na jakie pierwotnie wygląda. Podobało mi się to, że autorce udało się zbudować nastrój tajemnicy i niepokoju. Jestem wdzięczna za to, że nie od razu wszystko było jasne (dopiero w połowie) i z przyjemnością przyglądałam się pomysłom autorki. Styl pisania Mary Kubicy jest prosty, nieco schematyczny, ale chyba charakterystyczny tylko dla niej. Powieść czyta się lekko, rozdziały nie są długie, podwójna perspektywa ukazywania rzeczywistości skłania do przewracania kolejnych stron książki.
"Kobieta znikąd" to powieść służąca popularnej rozrywce, niezależnie od tematyki, którą porusza. Jest w niej tajemnica, i to niejedna, a narastająca obsesja głównej bohaterki spowodowała, że z sympatią śledziłam jej poczynania i nieustające dylematy. Quinn z pewnością nie jest przewidywalna w swych decyzjach, wnosi więc sporo świeżości do całej historii.
Powieść Mary Kubicy "Kobieta znikąd" nie jest może tak elektryzująca jak powieści Stephena Kinga (to zupełnie inna liga), ale dreszcz niepokoju potrafi wyzwolić. Poza tym ciekawie analizuje tło społeczne, znajdziemy w niej tę "brzydką" strony ludzkiej egzystencji - alkoholizm, samotność, porzucenie. Przede wszystkim jednak jest to książka, która pozwoli spędzić czytelnikowi wieczór na bardzo przyzwoitym poziomie. Jeśli tylko będzie miał na to ochotę.
Tytuł: "Kobieta znikąd"
Autor: Mary Kubica
Wydawnictwo: HarperCollinsPolska
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 336
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu
Bardzo lubię thrillery psychologiczne, a także narrację prowadzoną z dwóch perspektyw, atmosferę niepokoju i tę brzydką stronę egzystencji - zaciekawiłaś mnie ogromnie, w wolnej chwili chętnie sięgnę po tę intrygującą rozrywkę, do tego na przyzwoitym poziomie :). Wiem, wiem... dużo słodyczy już dzisiaj, ale to naprawdę kolejna świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńMoja kochana...słodyczy nigdy za wiele. Świat robi się od tego nie tylko słodszy, ale również piękniejszy :) Mój dzisiejszy wieczór nich sobie trwa i trwa. Dziękuję.
UsuńMasz rację, świat bywa zbyt ponury, trzeba sobie go sowicie osładzać! :D Ja również dziękuję <3 Śpij dobrze Kochana! :*
OdpowiedzUsuńRównież czytałam tą książkę, jednak na mnie nie wywarła aż tak dobrego wrażenia, jeżeli chodzi o budowanie napięcia. Przez pierwsze 200 stron ciężko mi było w niej odczuć jakiekolwiek napięcie, lecz pozostałej części nie mam nic do zarzucenia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I feel only apathy
Mary Kubica buduje napięcie w charakterystyczny dla siebie sposób, nie ma mowy o wielkich dreszczach niepokoju, ale za to podobało mi się przedstawienie obsesyjnego podejścia głównej bohaterki do codziennych spraw, co momentami wywoływało uśmiech ;-) Szkoda, że już w połowie niemal wszystko jest wiadome.
UsuńKoniecznie muszę ja przeczytać!!! Znalazła sie na mojej liście rekomendacji na lubimyczytac.pl, a te są zawsze idealnie dobrane dla mnie. Olbrzymi plus za zdjęcie z donutami. :D Zjadałabym wszystkie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Jagoda z mrsblueberry3.blogspot.com :D
Dziękuję :) Życzę miłej lektury, tę książkę czyta się naprawdę dobrze. Pozdrowienia.
Usuń