"Dwie świątynie" to oryginalna opowieść zbudowana na zasadzie kontrastu, stawiająca naprzeciw siebie dwóch, jakże różnych bohaterów. Przypadek sprawił, że ich drogi na chwilę zostały przecięte, by za chwilę zmierzyć ich ze zmianami mającymi wpływ na ich dalszą egzystencję. Pewnego marcowego wieczoru dwóch młodych mężczyzn spotkało się na łódzkim chodniku w pobliżu luksusowego hotelu. Właściwie zderzyli się, co zapoczątkowało opowieść o życiu ludzi z dwóch różnych światów. Marcin i Piotr. Bogaty, bezkompromisowy biznesmen i źle sytuowany pasjonat hip-hopu, chwilowo bez żadnych perspektyw na sukces.
Przypadkowe spotkanie stało się momentem zwrotnym w życiu bohaterów. Ich losy możemy śledzić na zmianę. Autor przedstawia nam ich drogę do szczęścia, miraż powodzenia budowany krok po kroku, pogoń za dużymi pieniędzmi, sławą, karierą otwierającą wszystkie drzwi.
Marcin walczy o kontrakt wart wiele milionów złotych. W tym czasie zostaje wystawiony na ciężką próbę, poddany testowi. W świecie wielkich korporacji Marcin jest niczym człowiek-cyborg. Obdarzony nienaganną aparycją, narcystyczny, cyniczny i chorobliwie ambitny uważa się za kogoś wyjątkowego. Zaślepiony pogardą wobec innych, czy zdoła zrozumieć, co tak naprawdę jest ważne w życiu?
Z kolei Piotrek, mieszkaniec jednej z łódzkich famuł, dostaje od losu niebagatelną szansę. Może zmierzyć się z tuzami sceny hip-hopowej. Nieznany nikomu raper szybko winduje się na szczyt freestyle'u.
Poczynania dwóch tak różnych postaci prowadzą ich do życiowej krawędzi. W efekcie obaj mężczyźni muszą poradzić sobie z upadkiem: finansowym i moralnym.
"Dwie świątynie" to, przede wszystkim, powieść o samotności, ludzkich żądzach, upadku z piedestału, na którym sami się stawiamy. Historie przedstawione przez autora wywołują wiele emocji. Przerażają, smucą, złoszczą. Jednocześnie pokazują, że można znaleźć wyjście z najczarniejszej sytuacji. Trzeba tylko chcieć. A może korzystać też z pomocy innych. Chociaż nie zawsze zauważamy wyciągniętą ku nam pomocną dłoń.
Kreacje głównych bohaterów są skrojone na miarę współczesności. To dobitnie przedstawieni młodzi ludzie, umiejscowieni w autentycznym środowisku. Autor świetnie kontrastuje świat wielkiego biznesu ze sceną polskiego hip-hopu. Dla mnie oba te światy były obce. Dzięki "Dwóm świątyniom" miałam możliwość zajrzeć za kulisy obu rzeczywistości. I obie skłoniły mnie do przemyśleń. Mateusz Bajas zaskoczył mnie mocną i bezpardonową prozą, dojrzałym spojrzeniem na życie i ludzi wokół nas. Poza tym jest kolejnym autorem, który postanowił umieścić swoją fabułę w Łodzi, mieście kontrastów, pięknym i smutnym zarazem.
Jak czytało mi się "Dwie świątynie"? Na początku zainteresowało mnie zetknięcie ze sobą dwóch różnych literackich bohaterów. Z ciekawością śledziłam ich koleje losu. Na zmianę walczyli o moją sympatię. Ostatecznie utkwili w mojej pamięci, sekundowałam im w dążeniu do szczęścia, wybaczałam porażki i małe lub większe podłości. Opisy finansowych poczynań Marcina, kolejne bangerowe bity Piotrka otwierały przede mną drzwi do światów, których nie znałam. Czasem przedzierałam się przez fragmenty wypełnione slangiem typowym dla raperów, czasem zaś wczytywałam się w kwestie prawne, inwestycyjne i gry na giełdzie. W obu przypadkach autor przybliżył mi tematykę, która nie pozostaje w sferze moich głównych zainteresowań. I za to mogę mu podziękować.
"Dwie świątynie" to na wskroś współczesna powieść obyczajowa, która stara się odpowiedzieć na odwieczne pytanie: co tak naprawdę jest ważne w życiu?
Jeśli chcecie skonfrontować swoją odpowiedź na to pytanie z wizją przedstawioną przez autora powieści, przenieście się na chwilę do Łodzi. Poznajcie Marcina, Piotrka, Mińskiego, Ankę i wielu innych bohaterów towarzyszących opowieści o dwóch drogach do szczęścia. Jak to w życiu bywa, nie zawsze usłanych różami.
Tytuł: "Dwie świątynie"
Autor: Mateusz Bajas
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 310
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz