sobota, września 29, 2018

W sam raz zaskakująco, czyli recenzja powieści "W żywe oczy" JP Delaney.


Nie czytałam "Lokatorki", popularnego jakiś czas temu thrillera psychologicznego autorstwa JP Delaney'a. Wprawdzie miałam na to ochotę, ale zabrakło sprzyjających okoliczności. Kiedy pojawiła się okazja, żeby przeczytać powieść "W żywe oczy", wspomnianego autora, zdecydowałam, że sama przekonam się, skąd wzięła się popularność jego książek. Być może sięgnę jeszcze kiedyś po "Lokatorkę", ponieważ styl pisania JP Delaney'a przypadł mi do gustu. Jest oryginalny, nieszablonowy i wciągający.

Na początek, kilka słów na temat fabuły powieści. Brytyjska aktorka, Claire Wright, przyjeżdża do USA. Nie ma zielonej karty, w związku z tym nie znajduje pracy w wymarzonym zawodzie. W zamian wykonuje zlecenia pewnego prawnika, którego zadaniem jest dostarczać dowody żonom na niewierność ich mężów. Claire udaje więc prostytutkę, która uwodzi wiarołomnych mężczyzn. Dziewczyna zarabia na czynsz we wspólnym mieszkaniu, i wciąż marzy o pracy na deskach najlepszych teatrów. Jedno ze zleceń, które wykonuje, kończy się tajemniczą śmiercią zleceniodawcy - kobieta oskarżająca męża o zdradę zostaje znaleziona w pokoju hotelowym. Sprawa jest skomplikowana. Podejrzany jest mąż bogatej klientki, tym bardziej że zginęła znaczna suma pieniędzy. Problemy z udowodnieniem niewinności ma również Claire. Po kilku miesiącach śledztwa, policja decyduje się przeprowadzić dopracowaną w szczegółach prowokację, która ma złapać w sidła zabójcę - wszystko wskazuje na to, że jest nim wyjątkowo sprytny, elokwentny i ujmujący mąż denatki. 
Powieść "W żywe oczy" została ciekawie skonstruowana. Przede wszystkim posługuje się formą scenariusza i to w przeważającej części powieści. Nie każdemu czytelnikowi może się to podobać, ale wprowadza dużo świeżości, uwydatnia prowadzoną w powieści psychologiczną grę, pozwala spojrzeć na przedstawione wydarzenia w bardziej dynamiczny sposób. JP Delaney serwuje czytelnikowi po równo: tajemnice, zdrady, kłamstwa, zwroty akcji i odpowiednią dozę napięcia. Duży plus dla autora za umiejętność dezorientowania czytelnika. Jeśli w którymś momencie lektury poczujecie, że być może to wszystko jest jedynie aktorską grą, to w zasadzie będziecie mieli rację. Pod tym względem powieść podobała mi się, jestem nawet w stanie wybaczyć jej niektóre niemożliwie naciągane fragmenty fabuły. Ot choćby to, że owa fabuła zaczęła gubić się w zawiłych detalach scen BDSM, okraszonych niezmiennie fragmentami twórczości Baudelaire'a. To mroczna poezja, która pasuje do tematyki powieści, ale właściwie mogłoby jej tu w ogóle nie być. Bez niej motywy, którymi kierował się morderca, również byłyby czytelne. 
Według mnie, najważniejszym atutem powieści jest kreacja postaci głównej bohaterki. Jest  ona odpowiednio złożona pod względem psychologicznym, ma swoje ciemne strony, i energię, której mogłaby jej pozazdrościć niejedna aktorka żyjąca w realnym świecie.
Przeczytałam "W żywe oczy" jakiś tydzień temu. Spędziłam z tą książką dobre dwa wieczory. Było ciekawie, tajemniczo i podstępnie zaskakująco. Sprawdźcie sami.

Tytuł: "W żywe oczy"
Autor: JP Delaney
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 424
Wydawnictwo: Otwarte


2 komentarze:

  1. Przed chwilą ją skończyłam i jestem zachwycona! <3 Dawno nie czułam tylu emocji podczas czytania, autor ciągle mnie zaskakiwał, a końcówka to już w ogóle petarda. <3 Już nie mogę się doczekać Lokatorki <3 Oby więcej takich książek! <3
    Pozdrawiam!
    recenzjeklaudii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, lektura tej książki sprawiła mi przyjemność. Również chętnie zapoznam się z "Lokatorką". Pozdrawiam :)

      Usuń