wtorek, listopada 03, 2015

Czas i halucynacje w czterech odsłonach. Recenzja książki "Cztery po północy" Stephena Kinga.


Są takie książki i tacy autorzy, do których lubię wracać zawsze. Początek listopada sprawił, że postanowiłam sobie odświeżyć zbiór mini powieści napisanych przez Stephena Kinga. Od czasów liceum jest on dla mnie niekwestionowanym mistrzem słowa, który potrafi mnie zaskoczyć, przestraszyć, zachwycić i wciągnąć w odmęty swego umysłu bez reszty.
Zbiór nowel Stephena Kinga "Cztery po północy" to kolejne wydanie mini powieści Kinga, które w Polsce ukazało się w 2013 r. dzięki wydawnictwu Albatros.
Przedstawiany przeze mnie tom właśnie trafił na księgarniane półki, również za sprawą tego samego wydawnictwa. Autor stworzył go zaś w 1990 roku.

"Cztery po północy" to bardzo ciekawa i mocna kolekcja w dorobku Stephena Kinga. Rzeczywistość przeplata się tu z nierzeczywistością tworząc doskonałą układankę. Występują  tu dwa główne motywy przewodnie. Są nimi czas i halucynacje. 
Cztery opowiadania, cztery historie, które odzwierciedlają obawy każdego z nas, a z pewnością także samego pisarza. Prowadzi on nas różnymi drogami, jesteśmy uczestnikami lotu, towarzyszymy psychotycznemu pisarzowi, zmagamy się z przeszłością i wspomnieniami zamkniętymi w podświadomości, by wreszcie na koniec walczyć z uzależnieniem od rzeczy, które mogą nami zawładnąć bez reszty. Stephen King potrafi to robić perfekcyjnie, ma niezwykły dar do rozkładania różnych form obłędu na czynniki pierwsze.
W opowiadaniu "Langoliery" dziesięć osób budzi się ze snu i stwierdza z przerażeniem, że na pokładzie samolotu niemal nikogo nie ma, zniknęła załoga i większość współpasażerów. Boeing 767 pilotowany jest przez autopilota. Wokół leżą rozrzucone zegarki, biżuteria, bagaż podręczny a nawet chirurgiczne gwoździe. Tak wygląda niezrozumiały początek lotu nr 29. Zrządzeniem losu jeden z pasażerów jest pilotem i to jemu udaje się bezpiecznie wylądować na lotnisku. Jednak to nie koniec problemów, których nikt nie jest w stanie pojąć. Lotnisko i terminal są upiornie puste, coś dziwnego stało się z powietrzem, wodą, jedzeniem...są stare, bez smaku, bo świat jak gdyby zwolnił. Ma miejsce niewiarygodna manipulacja czasem a następnie pojawiają się halucynacje. Gdzieś bardzo daleko słychać trzaski, zaraz potem nadchodzą tytułowe i przerażające Langoliery. Zjadają czas, zachłystują się nim i połykają przeszłość. Bohaterowie muszą znaleźć sposób, aby uwolnić się z opresji. To świetny pomysł na fabułę, wykorzystuje nasz naturalny strach przed lataniem, samotnością a także przed bezpowrotną stratą czasu. 
W kolejnym opowiadaniu "Ukryte okno, ukryty ogród" śledzimy studium szaleństwa i paranoi, które zawładnęły pewnym pisarzem. Zastanawiamy się, co może się dziać w umyśle człowieka obdarzonego ogromną wyobraźnią, nieszczęśliwego, tracącego kontrolę nad swoim życiem.  W dodatku jest to pisarz posądzony o plagiat. Opowieść z pewnością znana jest wielbicielom aktora Johnny'ego Deppa, który wcielił się w opanowanego psychozą pisarza. W tej opowieści świetnie eksponuje się styl Stephena Kinga oraz jego oryginalne poczucie humoru. 

"...prędzej Statua Wolności założy pieluchę, niż ja napiszę dla pana opowiadanie".
Tego typu "smaczków" nie brakuje w zbiorze "Cztery po północy".
Trzecia odsłona mrocznych tajników naszego umysłu zawarta jest w opowiadaniu "Biblioteczny policjant". Tutaj wcielenie zła tropi wszystkich tych, którzy nie oddają bibliotecznych książek w wyznaczonym terminie. Prawdopodobnie w ciągu całego życia zdarzyło się wam nie zdążyć z oddaniem wypożyczonej książki na czas. Ale czy nam czytelnikom, wielbicielom książek  i pisarzy przyszłoby do głowy porównać bibliotekę do lochów inkwizycji? A jednak, to możliwe. Biblioteka publiczna w małym amerykańskim miasteczku, opisana przez Stephena Kinga, jest miejscem przerażającym. Opowiadanie zaś dotyka tych tajemnic, o których chcielibyśmy natychmiast zapomnieć, by móc dalej "normalnie" żyć. Bo każdy z nas może mieć takie wspomnienie, które ukrywa w szufladzie z okropnościami, zamkniętej, zabetonowanej. Jeśli się postaramy może uda nam się zapomnieć... ale czy na pewno?
I na koniec "Pies w aparacie", to w zasadzie łącznik pomiędzy powieściami "Mroczna połowa" i "Sklepik z marzeniami Kinga, gdzie występuje lubiane przez czytelników miasteczko Castle Rock. 




Tym razem mieszkańców nawiedza groteskowe wcielenie zła, aparat polaroid mający cechy nadprzyrodzone. Niestety nie wszystko jest takie, jak nam się pozornie wydaje. Przedmioty mogą mieć na nas zgubny wpływ, mogą nami zawładnąć, doprowadzić do szaleństwa. A wtedy:

"Czyż nie jest tak, że kiedy dzieje się coś naprawdę dziwacznego, człowiek zawsze zostaje sam jak palec?"
Czy to nie jest najbardziej przerażające?
Cóż, wydaje się, że niekiedy żyjemy w dwóch równoległych światach, czas płynie w nich obu a my doświadczamy naszych codziennych lęków i halucynacji. Tak to właśnie przedstawia Stephen King, jak zawsze zgrabnie, metaforycznie i w sobie właściwy sposób. 
Polecam tym, którzy jeszcze nie znają w pełni twórczości Stephena Kinga, a także wielbicielom opowieści grozy. Ta kolekcja sprawi, że nawet nie zauważycie kiedy wrócicie do rzeczywistości. Tempo akcji i styl pisarza na pewno wam to ułatwią.
I jeszcze jedno, może się okazać, że już nigdy nie odważycie się dotknąć zużytej i jeszcze wilgotnej torebki z...herbatą. Ale to tak na marginesie.

Tytuł: "Cztery po północy"
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 832

1 komentarz:

  1. nigdy halucynacja nie jest dobrym objawem. Kiedyś jak nie spałem 70 godzin pod rząd to miałem takie halucynacje.

    OdpowiedzUsuń