poniedziałek, czerwca 06, 2016

Musiałam wsiąść do "Czarnej wołgi". Recenzja powieści Macieja Żurawskiego.


Rzeczywistość lat osiemdziesiątych w Polsce była szara i siermiężna. Ludzie borykali się z brakiem podstawowych artykułów, żyli skromnie i marzyli o wolności. Porządku publicznego pilnowała Milicja Obywatelska, formacja o niskim zaufaniu publicznym, szczególnie po zniesieniu stanu wojennego w 1983 roku. Wówczas funkcjonariusze MO niemal całkowicie zostali wyobcowani ze społeczeństwa, które przecież dopuszczało się przestępstw, często okrutnych i bestialskich. Jak więc w tej sytuacji radzili sobie milicjanci? 
Maciej Żurawski - dziennikarz telewizyjny, dokumentalista i reżyser podjął próbę odpowiedzi na to pytanie w swojej debiutanckiej powieści "Czarna wołga".

Akcja książki toczy się we Wrocławiu, w roku 1983. W mieście dochodzi do serii brutalnych zabójstw dokonywanych w windach. Zabójca jest nieuchwytny, zaś partyjni notable niecierpliwią się z powodu braku postępów w śledztwie. Działania mordercy to niebywała skaza na wizerunku władzy i pracy milicji. Funkcjonariusz MO, kapitan Kazimierz Zgrobel usiłuje rozwiązać sprawę, ale sam boryka się z niełatwą przeszłością i próbuje uporządkować swoje życie.
Jest zmęczony, sfrustrowany i smutny. Prześladują go wspomnienia z pierwszych lat pracy. Próbuje je zapisywać. Ma również pewne podejrzenia co do sprawcy seryjnych morderstw, ale są one dla niego wyjątkowo niefortunne.
Wraz z kapitanem Zgroblem zaglądamy do podejrzanych knajp, w których spotykamy przedstawicieli przestępczego półświatka, szemrane towarzystwo gotowe do awantur, smętne prostytutki i skorumpowanych przedstawicieli miejskich elit, skwapliwie korzystających ze wszystkich należnych przywilejów. 
Niektórzy z nich wskazują nowe tropy w śledztwie, pod stołem znikają kolejne butelki mocniejszych trunków prosto z Pewexu.  Ale ofiar wciąż przybywa. W końcu z Warszawy przyjeżdża nowy oficer mający wesprzeć pracę kolegów z Wrocławia. Próbuje stworzyć profil zabójcy przy pomocy nowoczesnego komputera Odra. Wraz z wyłaniającą się taśmą perforowaną upływa czas, a kapitan Zgrobel musi podjąć ważną życiową decyzję. Bo on już wie, kto zabija.


"Czarna wołga" opowiada o zbrodniach dosadnie i brutalnie. Inaczej się nie da. Co wrażliwszy czytelnik może mieć problem z odbiorem powieści. Opisy zbrodni są mocne i naturalistyczne. Miałam pewne obawy rozpoczynając lekturę, ale byłam przygotowana. Jakiś czas temu przeczytałam książkę pani Heleny Kowalik poświęconą prawdziwym sprawom kryminalnym, które toczyły się w Polsce. Już chyba nic mnie nie zaskoczy. W każdym razie rzeczywistość potrafi dorównać fikcji, może nawet ją prześcignąć. Niestety.

Powieść Macieja Żurawskiego przybliża charakter pracy śledczych w latach PRL - u. Jednocześnie jest mocno osadzona w rzeczywistości lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Dla mnie, pamiętającej osiedla z wielkiej płyty, szare ulice, puste półki sklepowe i marzenia o kolorowym świecie widocznym w witrynach sklepów Baltony i Pewexu była to oryginalna podróż do przeszłości.
Oryginalna, ponieważ jako dziecko nie miałam świadomości zależności występujących w ludowej ojczyźnie. Pod powierzchnią czaiło się zło, ludzie szukali pocieszenia w alkoholu (i to tym produkowanym własnoręcznie), próbowali zapewnić rodzinom bezpieczeństwo i przyzwoite życie. Nie wszystkim się udawało. Nie zawsze można było postąpić w zgodzie z własnym sumieniem. Bo czasem pasażer czarnej wołgi trzymał obywatela w garści. 

Zapraszam do przeczytania książki o Wrocławiu lat osiemdziesiątych XX wieku. O mieście, w którym kapitan milicji, zachowujący się zupełnie inaczej niż jego komiksowy odpowiednik Żbik, stara się ułożyć sobie życie wbrew wszystkim przeciwnościom. Ci, którzy pamiętają lata minione odnajdą w "Czarnej wołdze" mroczny i prawdziwy klimat PRL- u. Młodsi czytelnicy będą mieli możliwość  poczuć historię na własnej skórze. Nad kieliszkiem czegoś mocniejszego i porcją świeżego tatara. Smacznego.

Tytuł: "Czarna wołga"
Autor: Maciej Żurawski
Wydawnictwo: Oficynka
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 182
egzemplarz recenzencki


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu:




2 komentarze:

  1. Obiecałam wrócić i przeczytać Twoją recenzję, kiedy uporam się z własną :).
    Dla mnie również książka stanowiła swoisty powrót do przeszłości, niejednokrotnie się uśmiechałam krzycząc w myślach "Tak, pamiętam, tak właśnie było!", ale po skończeniu naszła mnie taka refleksja, że mimo tej szarości, posępności tamtych czasów, ludzie byli bardziej życzliwi, uśmiechnięci, potrafili cieszyć się z naprawdę małych rzeczy... Wracając do książki, pozostawia ona czytelnika w jakimś dziwnym ponurym nastroju, też się tak czułaś Beatko? Uważam, że autorowi udało się doskonale oddać klimat tamtych czasów.
    PS. A lektura książki Heleny Kowalik nadal przede mną, ciężko nadrobić wszystkie zaległości... ;).
    Pozdrawiam cieplutko Beatko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, czułam się bardzo ponuro po przeczytaniu tej książki. Z drugiej strony cieszę się, że mogłam spojrzeć jeszcze raz na czasy minione. Z zupełnie innej strony niż w latach mojego dzieciństwa. Pozdrawiam Cię równie ciepło i serdecznie :)

      Usuń