piątek, czerwca 28, 2019

Rekin kontra człowiek, czyli recenzja powieści "Szczęki" Petera Benchley'a.


W 1974 roku po raz pierwszy ukazała się powieść "Szczęki", którą napisał Peter Benchley, realizując swoją fascynację rekinami. Czterdzieści cztery lata temu premierę miał jeden z najbardziej kasowych filmów wszech czasów w reżyserii Stevena Spielberga, który powstał dzięki inspiracji książką Petera Benchley'a. Wspomniana ekranizacja oraz kolejne części filmu na stałe zagościły w pop kulturze. Sama oglądałam "Szczęki" wiele razy, zawsze odnajdując w nich coś nowego, w zależności od wieku i nastroju. Jednak słynną powieść przeczytałam dopiero teraz, odkrywając w niej wątki, których nie zaobserwowałam w filmie Spielberga. W ten sposób mam pełen obraz życia w nadmorskim miasteczku Amity, któremu w pewnym momencie poważnie zagroził żarłacz biały.

Podstawowym założeniem powieściowych "Szczęk" było ukazanie wysiłków małej społeczności nadmorskiej w celu złapania i zabicia wielkiego rekina, który pochłonął kilka ofiar oraz zagroził turystycznej koniunkturze maleńkiej miejscowości. Peter Benchley od dziecka interesował się morzem, szczególną uwagę poświęcając rekinom, które stały się jego pasją. Postanowił więc napisać książkę, w której zdecydował się ukazać nie tylko rekiny, ale również problem nadmorskich ośrodków wypoczynkowych borykających się z atakami wielkiego drapieżnika. Jak powinny zareagować władze, czy lepiej byłoby utrzymać w tajemnicy atak rekina, poczekać aż odpłynie? A może nie zważać na panikę, która mogłaby zniweczyć zyski z handlu i usług, i zamknąć dostęp do pięknych plaż, dbając o zdrowie i życie ludzi? Te i podobne dylematy postawił przed sobą autor powieści, by następnie konsekwentnie udzielać odpowiedzi na dręczące go pytania. 
Bohater "Szczęk" to Martin Brody, szef miejscowej policji, cieszący się tym, że Amity wolne jest od poważnych przestępstw kryminalnych. Ojciec trójki dzieci wiedzie spokojną egzystencję u boku uroczej żony, nieco znużonej rutyną małżeństwa. Gdy w życie nadmorskiej społeczności wdziera się rekin, u boku Ellen - żony Brody'ego - pojawia się ichtiolog Matt Hooper, i to bynajmniej nie po to, by raczyć ją opowieściami o biologii i zachowaniach rekinów. 
Wątek romansu o dość burzliwym przebiegu był dla mnie nowością po obejrzeniu jedynie ekranizacji filmowej "Szczęk". Ciekawe okazały się również wątki dotyczące skorumpowanej władzy i uzależnienia od lokalnej mafii. 

Najciekawszy jednak okazał się...rekin. Peter Benchley nadał mu pewną osobowość, co nie było łatwe, wziąwszy pod uwagę, że najczęściej jawi się on nam jako bezmyślna maszyna do pochłaniania żywej lub nie zawartości oceanu. W powieści "Szczęki" rekin jest dzikim drapieżnikiem w naturalnym środowisku, który chroni się i działa tak, aby przetrwać. 
Kiedy Benchley skupia uwagę czytelników na rekinie, na scenach polowania i morderczym szaleństwie, które ogarnia kilku bohaterów powieści, wówczas akcja nabiera szybkości. Są to jedne z najciekawszych fragmentów książki. Unosi się nad nimi widmo strachu, które chwyta nas za gardło. Autor potrafi budować napięcie, za co mu bardzo dziękuję. 
Uważam, że po wielu latach "Szczęki" nadal mogą sprawić przyjemność tym czytelnikom, którzy poszukują rozrywki na dobrym poziomie. 
To powieść, którą polecam na tegoroczne gorące lato. Kąpiel u boku ogromnego żarłacza białego skutecznie was ochłodzi! 

Tytuł: "Szczęki"
Autor: Peter Benchley
Przekład: Tomasz Kaźmierczak
Liczba stron: 320
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Replika


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz