wtorek, marca 15, 2016

Książka, która pięknie brzmi. Recenzja przedpremierowa "Pieśń harfy" - Levi Henriksen.


Jesteśmy brzydcy, ale mamy muzykę. Leonard Cohen.
Levi Henriksen (ur. 1964 r.) - norweski pisarz, muzyk i dziennikarz. W swoim dorobku literackim ma zbiory opowiadań, książki dla dzieci i powieści, które spotkały się z pozytywnym odbiorem wśród czytelników oraz recenzentów. Od kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością tego pisarza, a było to rok temu, gdy przeczytałam jego powieść "Śnieg przykryje śnieg" wiedziałam, że będę oczekiwać kolejnej.
I oto jest, "Pieśń harfy", książka zupełnie inna, może nieco przewrotnie ukazująca ludzkie koleje losu, na pewno zaskakująca i oryginalna. Moim zdaniem znakomita.


Ale po kolei. Na początek sceneria wydarzeń. Norweski okręg Hedmark, miasteczko Kongsvinger i kościół, w którym odbywa się uroczystość chrztu. Producent muzyczny z Oslo, Jim Gystad jest ojcem chrzestnym syna swojego przyjaciela. Skacowany i zmęczony nie potrafi wykrzesać z siebie odrobiny entuzjazmu, aż do chwili, w której słyszy niebiański śpiew trójki starszych ludzi. Ich głosy sprawiają, że po raz pierwszy od wielu lat chce wydobyć się z marazmu.

"Miałem czterdzieści dwa lata i chciałem spojrzeć na życie inaczej niż jak na coś, co się robi wyłącznie dla zabicia czasu" 
To dla niego ostatni dzwonek, lata producenckiej sławy przeminęły, a on nie oczekuje już wiele od otaczającego świata. Niezwykłe głosy śpiewające kościelny psalm należą do Śpiewającego Rodzeństwa Thorsen. To utalentowane trio, które lata temu święciło ogromne triumfy. Jim postanawia skłonić ich do powrotu na scenę muzyczną. Z miłości do muzyki, w poszukiwaniu sensu życia poddaje się swej obsesji, która prowadzi czytelnika przez życie rodzeństwa. Główny bohater staje się narratorem towarzyszącym niezwykłej historii o ludzkich wzlotach i upadkach, o miłości i wierze, utraconych marzeniach i szukaniu oparcia w życiu.
Dzięki temu akcja powieści na pewien czas przenosi nas do Ameryki lat sześćdziesiątych i ukazuje retrospektywnie losy Timoteusa, Tamar i Marii. Są to jednocześnie wspomnienia o muzykach, poetach i kompozytorach. I to nie tylko o tych, którzy często zajmowali wysokie noty na szwedzkiej liście przebojów "Tio i Topp".
Muzyka odgrywa zasadniczą rolę w powieści Levi Henriksena. Ta książka po prostu żyje muzyką. Hymny, psalmy, country gospel, rock, blues. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Pisarz ma dar opowiadania o muzyce. On to robi muzyką, ponieważ żyje nią na co dzień i ma ją we krwi.
W warstwie fabularnej powieści kryje się wiele ważnych prawd. Ludzie mają swoje tajemnice, marzenia i tęsknoty. Ale muszą też zmagać się z codziennymi sprawami, jak każdy z nas.

Przeżywają rozczarowania, szukają czegoś stałego. Może będzie to miłość? Tak naprawdę w tej książce znajdziemy tę miłość, piękną i niezwykle kruchą, ale przez to najdoskonalszą. 
Levi Henriksen napisał powieść, która jak nasze życie bywa miła, słodka, smutna, nawet gorzka. Ale to nasze życie. Być może z góry zaplanowane, może jest dziełem przypadku? Tego nie wiemy na pewno. Ale jak bohaterowie "Pieśni harfy" możemy próbować pokonywać różne przeszkody. 
Nie wiem, czy wszystkim spodoba się wolno prowadzona fabuła, nie ma tutaj nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale na pewno jest dużo humoru, dowcipnych dialogów, życiowego sarkazmu. Energii dodają uczucia, nie tylko te wydobywane dzięki strunom harfy. Czasem usłyszycie przesiewacz żwiru i okaże się, że to najpiękniejszy dźwięk pod słońcem. Zapewniam, że książka Levi Henriksena naprawdę harmonijnie brzmi.



Tytuł: "Pieśń harfy"
Autor: Levi Henriksen
Wydawnictwo: Smak Słowa
Rok wydania: premiera 16 marca 2016 r.
Liczba stron: 330
egzemplarz recenzencki przedpremierowy

Za książkę dziękuję Wydawnictwu


oraz 



9 komentarzy:

  1. Bardzo czekałem na tę recenzję :) I jestem "usytasy" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wkrótce recenzji tej książki będzie sporo wśród blogerów i recenzentów. Ja jestem zauroczona tą książką. A pisarza lubię od roku :) Dziękuję.

      Usuń
    2. Na pewno, ale Pani ma swój klimat, który lubię. :)

      Usuń
    3. Dziękuję. Czasem myślę, że może za dużo tego klimatu, ale w sumie inaczej nie potrafię. W końcu to i tak mały blog w wielkim świecie, więc nie będę się zamartwiać ;-)

      Usuń
  2. Nie znam twórczości Levi Henriksena, ale swoją rekomendacją tej książki ogromnie mnie zaciekawiłaś :). Nie przeszkadza mi wolno prowadzona fabuła, natomiast ciekawi mnie ten humor i sarkazm, no i ta muzyka pisana muzyką :).
    Pozdrawiam ciepło! ":).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) ta książka jest naprawdę dobra, ma klimat, który nie pozwala się od niej oderwać, nie każdy lubi specyfikę skandynawskich powieści, lecz ta jest trochę inna, to nie jest mroczny kryminał, ale opowieść o życiu ludzi takich jak my sami. W każdym razie mnie zauroczyła.

      Usuń
    2. Właśnie sobie ją zamówiłam! Odkąd przeczytałam Twoją recenzję Beatko, nie mogłam przestać o niej myśleć. Wierzę, że i mnie zauroczy ten specyficzny skandynawski klimat - opowieść o życiu, o ludziach takich ja my, każde kolejne Twoje słowa sprawiają, że mam wielką ochotę ją przeczytać :)

      Usuń
    3. Twoje słowa brzmią tak pięknie jak dźwięk harfy :) Dziękuję, mam nadzieję, że ta powieść spodoba Ci się naprawdę. Ja odnajduję skandynawski klimat w wielu powieściach, dla mnie jest czymś bardzo bliskim sercu. Dlatego, że mam tam przyjaciół, miejsce, do którego lubię wracać i jeździć, kiedy tylko jest mi dobrze i źle. Serdecznie pozdrawiam i ściskam mocno.

      Usuń
    4. To Twoja recenzja tak brzmi... :) Ja niestety nie miałam przyjemności odwiedzić krajów Skandynawii, ale marzy mi się wyjazd do Szwecji i Norwegi :) Póki co swój spokój odnajdują w górach, w małej drewnianej chatce ukrytej pośród drzew, blisko szumiącego górskiego potoku - to moje miejsce na ziemi, moje i moich bliskich :) Dobrze mieć takie miejsca. Również pozdrawiam i mocno ściskam :)

      Usuń