czwartek, lutego 04, 2016

Przeczytałam korespondencję dwóch pokrewnych dusz. Recenzja książki "Twoje listy chowam pod materacem. Korespondencja 1971 - 2002" Astrid Lindgren i Sara Schwardt.


Były dwiema pokrewnymi duszami, wymieniały się najskrytszymi myślami o życiu, miłości, codziennych troskach i małych radościach. Ich listy złożyły się na unikatową korespondencję. Osiemdziesiąt wyjątkowych listów, które możemy przeczytać w formie książki. Ukazują, być może, mniej znaną stronę znanej i popularnej pisarki oraz świadczą o tym, jak wiele znaczyła ona sama dla wielu młodych ludzi. Astrid Lindgren, bo o niej mowa, uważała, że skoro dziecko zadało sobie trud napisania i wysłania listu właśnie do niej, to list ten nie ma prawa pozostać bez odpowiedzi.
Pewnego kwietniowego dnia w 1971 roku, Sara - zbuntowana dwunastolatka - po raz pierwszy pisze list do Astrid Lindgren. Uważa bowiem, że tak znana osoba, pisarska gwiazda, pomoże jej zdobyć wymarzoną rolę w filmie. Nie sądziła wówczas, że w ten sposób zapoczątkuje wieloletnią i dość regularną korespondencję. Nie miała pojęcia, że w przyszłości listy zostaną zaprezentowane szerokiej publiczności i to w formie książki.
Po śmierci Astrid Lindgren (28 stycznia 2002 r.) archiwum złożone z 75 000 listów i dokumentów osobistych pisarki zostało przeniesione do Biblioteki Królewskiej w Sztokholmie. Bibliotekarka Lena Törnqvist otoczyła zbiór należytą opieką i zaczęła czytać listy tysięcy dzieci, które pisały do ulubionej pisarki. Wśród nich znalazły się listy od Sary. Korespondencja była tak nieprawdopodobna, że bibliotekarka i badaczka literatury postanowiła nawiązać kontakt z dorosłą Sarą Schwardt. W efekcie powstała książka niezwykła, zbiór listów opublikowanych w oryginalnej formie, często z błędami gramatycznymi i ortograficznymi (w przypadku nastoletniej Sary), z dopiskami i podkreśleniami, pisane na maszynie do pisania (w przypadku Astrid Lindgren). Piędziesięciotrzylatka i trzynastolatka złożyły sobie solenną obietnicę, że nigdy i nikomu nie ujawnią swojej korespondencji. Stąd tytuł książki: "Twoje listy chowam pod materacem. Korespondencja 1971 - 2002".

Zastanawiające jest, że dorosła kobieta, mająca własne życie i obowiązki konsekwentnie trwała w korespondencji z nastoletnią dziewczynką, później również młodą kobietą. Co takiego było w listach dziecka, co skłoniło znaną pisarkę do kontynuowania listownej znajomości? Obie nigdy się nie spotkały, jedynie kilka razy rozmawiały przez telefon. Jednak przez ponad dwadzieścia lat wymieniały poglądy, wiersze, uściski i uśmiechy - w listach. Przede wszystkim Astrid Lindgren zainteresowała się żywiołową i szczerą dziewczynką, która zupełnie zwyczajnie opowiadała jej w listach (początkowo dość chaotycznie i niezgrabnie) o nastoletnim życiu (wówczas głupim i beznadziejnym, co podkreślała Sara). Nastolatka z problemami, lękami, marzeniami i codziennymi sprawami znalazła w Astrid wiernego słuchacza. W jednym z listów pisze:
"Gdybym jednak miała kogoś, kto zawsze, zawsze staje przy mnie, cokolwiek się zdarzy (...) Marzenie".
Obie odkryły, że chcą ze sobą rozmawiać, opowiadać sobie o tym, jak spędzają czas, co lubią, co je martwi i niepokoi. Mówiły, że są pokrewnymi duszami. Istotnie tak było. Sara była wrażliwa i empatyczna. Astrid wspierała młodą przyjaciółkę, ale dzieliła się z nią obawami w trudnych chwilach swojego życia (szczególnie na starość, gdy tak wiele osób ją opuszczało, umierało). Opowiadała jej o wnukach, podróżach zagranicznych i codzienności. Dzięki temu mamy możliwość poznać mniej znane aspekty życia pisarki, na pewno te, o których nie mówiła publicznie. Astrid Lindgren napisała w jednym z listów do Sary, że "każdego ranka ma cały naród w skrzynce na listy", ale niezmiennie odpisuje ludziom, którzy zwracają się do niej z różnymi problemami. Była tym na pewno zmęczona, zasmucona, że nie wszystkim może pomóc. To przecież nierealne.
Astrid Lindgren nie miała łatwego życia. To osobiste nie było usłane różami. To publiczne mocno ją angażowało i wypalało. Stała się osobą publiczną, bardzo poważaną w Szwecji za swoje poglądy i organizowane kampanie społeczne. Ale miała w sobie dziecko, którym kiedyś była (jak każdy z nas) i dzięki temu potrafiła nawiązać dobry kontakt z nastolatką, do której pisała swoje listy. Mimo że początkowo owa nastolatka czuła się wybrańcem z obcej planety (w końcu nie do każdego pisze uznany na świecie pisarz), z czasem zapomniała o dzielącym je dystansie. W korespondencji zaprezentowanej w książce jest to widoczne na każdej stronie.
Można się zastanawiać nad tym, czy takie listy (szczególnie we wczesnym okresie korespondencji, gdy listy nastolatki buzowały od jej emocji) mogą zaciekawić kogoś niezaangażowanego w życie nieznanej dziewczynki. Być może nie każdy będzie w stanie przedrzeć się przez fragmenty tekstu o pierwszych miłościach, młodzieńczych uniesieniach i różnych niezrozumiałych rozterkach dziecka. Ale czy sami nie przeżywaliśmy w życiu tego samego? Czy nie jest tak w różnych stronach świata i w każdym możliwym czasie? 
Mnie w książce "Twoje listy chowam pod materac" ujęło przede wszystkim to, że korespondujące ze sobą dwie, tak różne od siebie osoby, potrafiły nawiązać niezwykłą nić porozumienia i były wierne  w przyjaźni przez lata. Ich listy mają moc, ponieważ budzą wspomnienia. 
Ja także byłam nastolatką, inną a zarazem podobną do Sary. Jak ona miałam marzenia, radości, smutki i ciężkie chwile. Ona pisała listy. Ja pisałam pamiętnik (kto tego nie robił?). Listy Sary do Astrid sprawiły, że przypomniałam sobie nastoletnie chwile. To było miłe.
Z przyjemnością i nostalgią czytałam o tym, że Sara i Astrid stały się dla siebie bardzo ważne. Cieszyło mnie, że nastolatka (taka, jak wiele innych na świecie) mogła podzielić się z kimś kawałkiem napisanego wiersza czy otrzymać garść potrzebnych porad.


"Twoje listy chowam pod materacem" to bardzo osobista książka, ukazująca jak wiele może nam dać kontakt z drugą osobą. Astrid Lindgren mawiała Sarze, że "życie nie jest tak zmurszałe, jak się wydaje". Czasem wystarczy, że kogoś wysłuchamy, prześlemy mu swoją fotografię, drewnianą figurkę i...napiszemy list.
Dzięki tej książce poznałam kolejne oblicze pisarki, którą bardzo lubię. Wraz z bohaterkami znowu byłam w miejscach, które kiedyś odwiedziłam, z ciekawością śledziłam programy telewizyjne i filmy, które oglądała Sara (dzięki wzmiankom i przypisom umieszczonym w książce). W ten sposób odbyłam ponownie podróż do Szwecji, później otworzyłam "szwedzką" szufladę, w której trzymam różne "pamiątki" przywiezione ze Smäland, przejrzałam archiwum zdjęć. I w lutowy wieczór poczułam zapach pól lawendy.
No cóż, dla mnie książka o Astrid Lindgren i Sarze, która dzięki niej dojrzewała i szukała swojego miejsca w życiu, to także dobre wspomnienia związane z miejscami, które lubię i z ludźmi, którzy są mi bliscy. 
A Astrid Lindgren? To mądra, ciepła i dobra osoba. Kiedyś byłam na jej grobie. To zwyczajny i prosty kamień.


Jak Astrid. Zwyczajna i prosta.
Taką Astrid spotkacie czytając listy w książce "Twoje listy schowam pod materacem". Jeśli tylko zechcecie. 
W podsumowaniu książki dorosła Sara Schwardt, która w końcu znalazła szczęście w życiu, wyjaśnia powody, dla których napisała też kilka listów, których się wstydzi. To dobrze, ponieważ są w tym zbiorze takie fragmenty tekstu, przez które trudno jest przebrnąć. Astrid Lindgren nigdy tego nie powiedziała wprost, była zbyt taktowna. Czytelnik może uczynić podobnie.


Tytuł: "Twoje listy chowam pod materacem. Korespondencja 1971 - 2002"
Autor: Astrid Lindgren i Sara Schwardt /pod redakcją Leny Törnqvist/
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 240

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz