piątek, maja 20, 2016

Pożegnanie z serią. Recenzja "Nad miastem anioły" Izabeli Żukowskiej.


Droga Pani Izabelo, autorko miła! Dlaczego to uczyniłaś? Jak mogłaś wyłonić ze swoich zakamarków wyobraźni tak niespodziewane zakończenie serii, którą szczerze sobie upodobałam? Cóż, autorzy są nieprzewidywalni. Życie również.
Spędziłam kilka wieczorów z serią kryminałów retro o komisarzu Franzu Thiedtke, byłam na molo w Gletkau przed wybuchem II wojny światowej śledząc poczynania szpiegów i policjanta tuż przed emeryturą w powieści "Teufel". Walczyłam z amnezją w Gdyni, którą z rozkazu Hitlera przemianowano na miasto Gotów w książce "Gotenhafen"
Przywiązałam się do bohaterów, polubiłam styl pisania autorki i atmosferę lat minionych tak wspaniale oddaną poprzez opisy miejsc, których już nie ma i ludzi, którym przyszło żyć w skomplikowanych przez historię czasach. Z zaciekawieniem sięgnęłam po trzeci tom serii "Nad miastem anioły" autorstwa Izabeli Żukowskiej. Przeczytałam, przeżyłam i nie wiem, co mam ze sobą zrobić. To może lepiej będzie, jeśli już o tym tytule opowiem.


"Nad miastem anioły" przenosi nas ponownie do Gdańska, Gdyni i okolicznych obszarów znajdujących się pod niemieckim panowaniem chylącej się już ku upadkowi Trzeciej Rzeszy. Wydarzenia fabularne rozgrywają się wiosną 1945 roku, Berlin jeszcze się broni, ale ofensywa radziecka zbliża się na ziemie Pomorza nieubłaganie. Wraz z nią nadciągają strach, zniszczenie, głód i niepewność. 
"Wszystko w rozsypce, ale ludzie muszą jakoś z tym żyć"
Franz Thiedtke, emerytowany policjant z urzędu przy ulicy Karenwall w Danzig, któremu udało się umknąć swoim prześladowcom dzięki pomocy polskiej lekarki ukrywa się w piwnicy jednej z kamienic w Gdyni. Jest stary, niedługo skończy sześćdziesiąt sześć lat, jest zmęczony, ale pragnie żyć, ponieważ ma u swego boku ukochaną Helenę. W tych okrutnych, bezwzględnych i niebezpiecznych czasach oboje mają jeszcze nadzieję na wspólne życie. Nie będzie im łatwo spełnić złożoną sobie obietnicę o budowaniu nowego i lepszego losu. W ciemnej i ciasnej piwnicy, wypełnionej po brzegi strachem ukrywających się w niej ludzi dochodzi do zabójstwa. Franz Thiedke musi znaleźć mordercę, ponieważ wie, że bezlitosny cios sztyletem przeznaczony był  dla niego.
Pragnie zakończyć pewien etap i zamknąć na zawsze wszystkie sprawy z przeszłości, aby móc zacząć wszystko od nowa. Chce zostać w Gdańsku, bo w tym mieście się urodził, wychował, ożenił się i szlifował bruk w poszukiwaniu przestępców. Zmieniający się układ polityczny i bieg historii nie ułatwiają mu tego, ale Franz jest wyjątkowo zdeterminowany.
A jego zaciekły wróg sprzed wielu lat ma naprawdę wiele do stracenia i również nie zamierza się poddać. 


Ten osobisty konflikt rozgrywa się w tle historycznej machiny, która przetacza się przez ziemie w pośpiechu opuszczane przez niemiecką ludność. Niektórzy wsiadają na pokład statku pasażerskiego Gustloff, by odbyć swój ostatni rejs ku śmierci, inni próbują się ukrywać przed wprowadzającą nowy porządek komunistyczną władzą, jeszcze inni sami kończą swoje życie. To trudny i smutny czas. 
Izabela Żukowska bardzo plastycznie i rzetelnie oddała grozę powojennej rzeczywistości, pierwszych dni po wyzwoleniu przez czerwonoarmistów, prób odnalezienia się w nowej rzeczywistości.

W ostatniej części serii pojawiają się dawni bohaterowie, autorka wyjaśnia wszystkie zagadki związane z ich losami. W ten sposób zamyka cykl i nie pozostawia żadnych znaków zapytania.

Ciężko mi było rozstawać się z bohaterami stworzonymi przez Izabelę Żukowską. Polubiłam tego zwyczajnego policjanta, człowieka z zasadami, który kojarzył mi się trochę z moim dziadkiem. Trzymałam kciuki za uczucie, które zrodził się między Niemcem i Polką. Wierzyłam mocno, że im się uda, bo choć czasy okrutne to przecież chcieli żyć od nowa.
Smuciłam się patrząc na mieszkańców Gdańska, którzy pozbawieni godności usiłowali zrozumieć nową rzeczywistość, odarci z dawnego blichtru i porzuceni przez rządzących musieli radzić sobie sami. I nie wszyscy byli w stanie przystosować się do nowego życia, gdy na ulicach i chodnikach zalegały stosy trupów, a gruz i pył przykrywał piękne niegdyś kwartały miasta. Gdy wszystko rozsypało się jak piękna porcelana.
Historyczna dokładność, umiejętność budowania klimatu i atmosfery czasów wojny to niezaprzeczalne atuty serii kryminałów retro, które napisała Izabela Żukowska

W "Nad miastem anioły" ta sztuka udała się jej idealnie. Czytając książkę miałam wrażenie, że sama przedzieram się przez zasypane ulice, serce biło mi ze strachu, gdy musiałam wraz z innymi ukrywać się w piwnicach i czułam, że cały budynek za chwilę pogrzebie mnie żywcem pod wpływem przerażającego dźwięku sowieckich organów Stalina. Huk, jęki, płacz dzieci towarzyszyły mi na kartach powieści. Ale chyba najgorsza była bezsilność i przerażenie ukrywających się między cmentarnymi nagrobkami ludzi, którzy powoli tracili nadzieję.
Wygląda to niczym Okropności wojny Goi, chociaż osadzone w XX wieku. Strach, rozpacz i okrucieństwo niezmiennie są takie same. 
W ostatniej części serii o komisarzu Thiedtke autorka zamknęła los ludzi w trudnym okresie przełomu i rozliczyła się z przeszłością. Pozostawiła czytelnika z myślą o przeznaczeniu i  z zakończeniem spowitym dymem nad Motławą.

Polecam "Nad miastem anioły" oraz całą trylogię Izabeli Żukowskiej, która opowiedziała o kryminalnej stronie ogarniętego chaosem wojny Gdańska i Gdyni. Naprawdę warto.



Tytuł: "Nad miastem anioły"
Autor: Izabela Żukowska
Wydawnictwo: Oficynka
Rok wydania: 2015
liczba stron: 264
cykl: Komisarz Franz Thiedtke (tom 3)

Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz